"Huragan" [recenzja]: Wirujący nonsens

Kadr z filmu "Huragan" /materiały prasowe

Huragan Tammy obraca w proch Alabamę, ale to za mało, by powstrzymać rabusiów przed napadem na mennicę Stanów Zjednoczonych. Momentami jest na co popatrzeć, choć żywioł zabrał też logikę, emocje i prawdopodobieństwo. Nie dostaniecie ich w cenie biletu.

Trudno o bardziej atrakcyjny dla kina temat niż kataklizmy. Zniszczenia dokonywane przez naturę są spektakularne i dają pole do popisu twórcom efektów komputerowych, którzy w tym przypadku musieli być mocno niedopłaceni. W jednej ze scen widzimy, jak kordon złożony z trzech ciężarówek zjeżdża z drogi i sunie przez stawiające opór pole kukurydzy. Ostatni samochód jest zrobiony tak niedbale, że przebija przez niego całe podłoże. I jak się w taki film zaangażować?

To o tyle zaskakujące, że Rob Cohen ("Szybcy i wściekli", "xXx") nie należy do reżyserów, którzy lubią się ograniczać. W swoich filmach nie uznaje limitów wyznaczanych przez gatunek ani przez prawa fizyki. Tak jest i tym razem.

Reklama

"Huragan" to nie tylko kino katastroficzne, ale też thriller, western i film kumpelski. W tym grochu z kapustą trudno znaleźć gatunek dominujący, ale, paradoksalnie, to nie brak tożsamości jest największą wadą, tylko to, że film jest nierówny. Są w nim momenty wypełnione akcją, kiedy dobrzy i źli zamieniają się na role, a krajobraz staje się z minuty na minutę bardziej złowieszczy, co robi klimat i i nastawia na więcej. Niestety, zaraz po nich następują rozwleczone, nijakie wypełniacze, w których - z braku laku i pomysłu - twórca wykłada nam swoje poglądy na świat.

Można zachichotać, a można docenić, że reżyser blockbustera, którego głównym budulcem jest sieczka, przemawia głosem bohatera - meteorologa z doktoratem - o zagrożeniach płynących z ocieplającego się klimatu. Wybór należy do was, choć byłoby go łatwiej dokonać, gdyby Will (drewniany Toby Kebbell, którego kamera kocha) wykładający z ekranu, że będzie tylko gorzej, nie brzmiał, jakby zapowiadał "Huragan 2", tylko realne zagrożenia.

Dysonans między powagą jego słów a nonszalancją scenariusza wobec realizmu i prawdopodobieństwa widać z Księżyca, więc może lepiej było skupić się po prostu na akcji? Zwłaszcza że powody do niej nie kończą się, bo nadchodzący huragan stał się doskonałym pretekstem dla rabusiów, by napaść na państwową mennicę. Plany próbują pokrzyżować im Casey (Maggie Grace), agentka z przeszłością, Will i jego nie stroniący od kieliszka brat Breeze (Ryan Kwanten). Ci dwaj nie mają najlepszych relacji, odkąd trąba powietrzna porwała im ojca i szczęśliwe dzieciństwo.

Cohen wie, jakimi cechami obdarzyć bohaterów, by stworzyć konflikt, umie też połączyć ogień, ziemię i powietrze, żeby ekranowy świat trząsł się w posadach. A że robi to łopatą? Cóż, nie idziemy do kina oglądać produkcji National Geographic. Wymagający rzetelności widzowie temu "Huraganowi" nie dadzą się porwać.

5/10

"Huragan" (The Hurricane Heist), reż. Rob Cohen, USA 2018, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 13 kwietnia 2018 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy