Reklama

"Hitchcock": PsychoHitch

Film o słynnym filmie i równie słynnym reżyserze. Hitchcock kręci na ekranie "Psycho", a my oglądamy Anthony Hopkinsa i Helen Mirren. W tle pobrzmiewają smaczki dawnego Hollywood. Jest miło i przyjemnie. Czegóż chcieć więcej?

Jeśli ktoś po "Hitchcocku" Sachy Gervasiego spodziewa się solidnej filmowej biografii, ewentualnie chociaż jej fragmentu, to z pewnością się zawiedzie. Podobnie jak ci, którzy czekają na kontrowersyjne smaczki (np. mizoginizm reżysera "Ptaków"), jakie zaproponował niedawno Julian Jarrold w telewizyjnej "The Girl". Gervasiemu udało się osiągnąć coś innego. Stworzył lekką opowieść, zabawną historyjkę, lecz uchwycił zarazem - co prawda ułamek, ale jednak - fenomenu osobowości Hitchcocka i jego wpływu na nas, widzów.

Jednym z kluczy do zbudowania portretu Hitchcocka staje się Hollywood i system studiów filmowych. Filmowe fabryki pracujące nieustannie nad wytwarzaniem kolejnych produktów rozrywkowych. Szefowie wykładający spore pieniądze, lecz w zamian żądający posłuszeństwa. W przypadku Hitchocka - określonej marki: "Filmu Hitchcocka". Kolejne produkcje mają przypominać poprzednie, które odniosły sukces. Bez ryzyka. Tymczasem trochę już znudzony reżyser, zmagający się z kryzysem wieku "późnomłodzieńczego", postanawia postawić wszystko na jedną kartkę i samodzielnie (po uprzedniej odmowie studia) sfinansować adaptację kontrowersyjnego kryminału. Jest rok 1959. Słodkie lata 50. odchodzą już do historii, a z nimi i stare Hollywood.

Reklama

W filmie Gervasiego wyczuwa się sentymentalne tony w sposobie, jaki wygrywa smaczki historyczno-filmowe, nawiązując do ikonicznych przedstawień Hitchocka (co punkt kulminacyjny osiąga w zakończeniu), skierowując komentarze reżysera wprost do kamery (jak w słynnym cyklu "Alfred Hitchock przedstawia"), w końcu do znanych osobowości kina i rzeczywistości powojennego Hollywood. Przyznaję, że Gervasi robi to z wdziękiem, a sam film zyskuje na uroku.

Niemniej obranie takiej drogi sprawiło, że nieśmiałe próby pogłębienia portretu osobowości Hitchocka wypadają nie tyle słabo, co raczej w ogólnie przyjętym tonie, czyli z przymrużeniem oka. Stąd komentarze Hitchcocka i wizualizacje jego wyobrażeń na temat mordercy, Eda Geina (inspiracja dla powieści "Psycho"), wydają się raczej parodią stylu niż elementem psychologii postaci.

Formuła, jaką przyjął Gervasi nie udałaby się, gdyby nie decyzje obsadowe. Anthony Hopkins, choć z zestawem stałych gestów, wypada nieźle. Widać, że bawi się swoją rolą i przyjemnie się ową zabawę ogląda. Ekran, pomimo obecności młodych gwiazdek, jak Scarlett Johansson czy Jessica Biel, którym talentu trudno odmówić, zdominowała Helen Mirren w roli żony Hitchocka, Almy Reville. Po raz kolejny Brytyjka udowadnia, że wśród aktorek swojego pokolenia jest prawdziwą królową. Hopkins-Mirren jako dobrany twórczy duet Alfred-Alma wypadają wyśmienicie. Produkcja "Psycho" w filmie Gervasiego jest jedynie przyczynkiem do ukazania ich wzajemnych relacji, artystycznej symbiozy, która - choć niekiedy uwierająca dla Almy - pozwalała tworzyć filmy przechodzące do kanonu gatunku.

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Hitchcock", reż. Sacha Gervasi, USA 2012, dystrybutor: Imperial - Cinepix, premiera kinowa 1 marca 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy