"High Life" [recenzja]: Ekstremalna sytuacja, ekstremalne zachowania

Kadr z filmu "High Life" /materiały prasowe

Chociaż Nowa Francuska Ekstrema zdaje się być minionym epizodem w historii współczesnego kina, to niektórzy niegdyś kojarzeni z tym nurtem twórcy wciąż kręcą filmy, w których artystyczne ambicje idą w parze ze skrajnie dosadnymi środkami wyrazu. Jednym z przykładów jest "Climax" Gaspara Noégo, innym zaś - "High Life" w reżyserii Claire Denis.

Pozory mogą mylić. "High Life" - anglojęzyczny debiut liczącej sobie ponad siedemdziesiąt lat Denis - jest filmem science fiction, ale nie stanowi bynajmniej flirtu z popkulturą i próby skomunikowania się z szerszą, najlepiej amerykańską widownią. To jeden z najbardziej radykalnych utworów w pokaźnym dorobku francuskiej artystki, znacznie radykalniejszy od poprzedzającego go komediodramatu "Isabelle i mężczyźni": idący pod prąd narracyjnym i estetycznym normom, równocześnie maksymalnie poetycki i maksymalnie drapieżny.

To właśnie fantastyczna konwencja ułatwia tak śmiałą szarżę - w wyśnionej kosmicznej przestrzeni, gdzie rozgrywa się większość akcji, można pozwolić sobie na więcej. Oto grupa kryminalistów zostaje wysłana na samobójczą misję, której celem jest pozyskanie energii z czarnej dziury. Opiekę nad załogą sprawuje doktor Dibs (Juliette Binoche), najgorsza zbrodniarka z nich wszystkich, która to usilnie próbuje doprowadzić do tego, aby na pokładzie doszło do narodzin nowego życia. Więzienie, ośrodek badawczy, statek głupców; jak nietrudno się domyślić, na miejscu dzieją się rzeczy straszliwe. Ekstremalna sytuacja prowadzi do ekstremalnych zachowań - a Denis pokazuje to bez zmiękczającego filtra.

Reklama

"High Life" zaczyna się od końca. Większość uczestników misji jest już martwa, żyje tylko Monte (Robert Pattinson), któremu towarzyszy malutka dziewczynka, Willow, jego córka. Kolejne, wypełniające większość seansu retrospekcje wyjaśniają, jak bohater znalazł się w tym punkcie, przy czym słowo "wyjaśniać" jest tu jedynie częściowo adekwatne, gdyż fabuła filmu pozostaje bezkompromisowo chaotyczna i bliska nieczytelności. Hollywoodzcy script doctorzy płakaliby, gdyby dostali do poprawki scenariusz. Denis nie jest gawędziarką, dostarczycielką zajmujących historyjek. Interesuje ją coś innego - wyraziste sceny i obrazy.

Ekstatyczna i desperacka masturbacja; strużki spermy, które ściekają po rozchylonych udach; brutalna próba gwałtu i równie brutalny samosąd; a także pozbawione grozy i obsceny momenty bliskości pomiędzy ojcem a córką. "High Life" jest czymś w rodzaju egzystencjalnego studium, w którym od filozoficznych kwestii ważniejsze okazują się nagie emocje i fizyczny konkret. Patrzcie i drżyjcie, na zmianę zszokowani i wzruszeni - oto ludzkie życie w swoich najbardziej intensywnych przejawach.

8/10

"High Life", reż. Claire Denis, Wielka Brytania, USA, Polska, Niemcy, Francja 2018, dystrybutor: Against Gravity, premiera kinowa: 15 marca 2019 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: High Life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy