"Grzeczni chłopcy": Powrót do podstawówki" [recenzja]

Kadr z filmu "Grzeczni chłopcy" /UIP /materiały prasowe

Grupa dzieciaków próbuje kupić piwo, biega po mieście z narkotykami i ogląda porno w internecie. Brzmi jak pierwsze lepsze patovideo z YouTube'a? Tak, ale na szczęście tym razem chodzi o jedną z najbardziej udanych komedii okresu wakacyjnego 2019 roku.

Dwunastoletni Max (Jacob Tremblay) zostaje zaproszony przez najfajniejszego dzieciaka w szkole na imprezę. W dodatku udaje mu się wkręcić na nią swoich dwóch najlepszych kumpli, Lucasa (Keith L. Williams) i Thora (Brady Noon), więc wszyscy trzej powinni być zachwyceni. Niestety, nie do końca.

To impreza z całowaniem, a szansa na awans do grupy "fajnych dzieciaków" może w jednej chwili zmienić się w wyrok pogardy rówieśników po wsze czasy (a przynajmniej do zakończenia szkoły). Po nieudanych poszukiwaniach "instrukcji całowania" w internecie trójka dwunastolatków wpada na pomysł, by za pomocą drona podejrzeć nieco starszą sąsiadkę Maxa. Ta przejmuje jednak urządzenie i nie zamierza go oddawać. A jeśli ojciec chłopca zauważy brak drona, to ten dostanie szlaban - a wtedy nici z imprezy.

Reklama

Podróż trzech kumpli po mieście, której finał następuje na domówce, może przywodzić na myśl "Supersamca" (2007) Grega Mottoli. Nie bez przyczyny, bo w powstanie obu dzieł był zaangażowany Seth Rogen. Chociaż w "Grzecznych chłopcach" pełnił jedynie rolę producenta, to jego duch jest odczuwalny w każdej minucie projekcji. Znów dostajemy ciepłą opowieść o przyjaźni podlaną wulgarnym - a czasem wręcz toaletowym - humorem.

Żarty dla dorosłych zostają zestawione z niewinnością dziecięcej perspektywy. Trudno nie uśmiechnąć się, gdy przerażeni chłopcy komentują swoją pierwszą przygodę z pornografią. Twórcy filmu nie naśmiewają się jednak z dzieciaków, a ich perspektywę - chociaż odbitą w komediowym zwierciadle - przedstawiają z nostalgią. Tyczy się to nie tylko szczerej wiary Maxa w nieprzemijającą miłość do jego szkolnej sympatii, ale przede wszystkim wizji przyjaźni i smutnej prawdy, że nie trwa ona wiecznie.

"Grzeczni chłopcy" nie udaliby się, gdyby nie fenomenalna obsada. Tremblay udowodnił już swój talent w "Pokoju" Lenny'ego Abrahamsona. Obdarzony niewinnymi, wielkimi oczami aktor doskonale pasuje do roli naiwnego Maxa. Odkryciem jest Keith L. Williams. Jego Lucas to chłopiec szczerze wierzący w odgórnie ustalone zasady i bardzo źle znoszący odstępstwa od nich. Jego bohater przez większość czasu pojawia się w koszulce z chmurką i słoneczkiem - naprawdę trudno nie porównać go wtedy do znerwicowanego troskliwego misia, który niebezpiecznie oddalił się od swojej strefy komfortu.

Morał jest podobny, co w "Supersamcu" - nic nie trwa wiecznie, trzeba iść do przodu, ale też pamiętać dobre chwile. Twórcom można zarzucić wtórność, ale powiedzmy sobie szczerze - gdyby wszyscy opowiadali tę samą historię na podobnym poziomie, co Rogen i jego współpracownicy, to świat byłby nieco lepszym miejscem.

8/10

"Grzeczni chłopcy" (Good Boys), reż. Gene Stupnitsky, USA 2019, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 30 sierpnia 2019 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Grzeczni chłopcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy