"Gimme Danger" [recenzja]: Środkowy palec Iggy’ego Popa

Iggy Pop z zespołem The Stooges /Danny Fields / Amazon Studios / Magnolia Pictures /materiały dystrybutora

Iggy’ego Popa nie sposób nie lubić. Mimo że "Gimme Danger" to opowieść o historii muzycznej grupy The Stooges, to właśnie postać Jamesa Osterberga - pod takim nazwiskiem urodził się charyzmatyczny frontman - wiedzie bezdyskusyjny prym w dokumencie Jima Jarmuscha.

Iggy’emu Popowi wyjście przed szereg przychodzi w dość naturalny sposób nie tylko dlatego, że połowa z członków oryginalnego składu The Stooges  już nie żyje; jak wyjaśnił reżyserowi filmu, perkusję na mikrofon zamienił, ponieważ miał już dość oglądania na scenie cudzych tyłków.

To właśnie od introdukcji Jamesa Osterberga zaczyna się "Gimme Danger". Reżyser Jim Jarmusch inicjuje pierwszy klaps, Iggy Pop z nieco kpiącym obliczem wpatruje się w obiektyw kamery. Panowie znają się nie od dzisiaj, wokalista wystąpił wspólnie z Tomem Waitsem w nowelce z omnibusowego filmu Jarmuscha "Kawa i papierosy", oglądaliśmy go na ekranie także w "Truposzu". Pewien rodzaj zażyłości miedzy reżyserem i muzykiem musiał wpłynąć na swobodną i relaksującą atmosferę filmowego wywiadu. Umieszczony w swym domowym fotelu Iggy Pop rozpoczyna retrospektywną opowieść o swym życiu - od mieszkania z rodzicami w kamperze w położonym nieopodal Detroit Ann Arbor, przez pierwsze muzyczne próby w charakterze perkusisty i sesje w czarnych klubach Detroit, po znajomość z braćmi Ashton, która dała początek - jak chce Jarmusch - powstaniu najlepszego rock’n’rollowego zespołu w historii.

Reklama

Mimo że trzon dokumentu Jarmuscha stanowią wywiady z członkami The Stooges - obok Iggy’ego Popa słyszymy również relacje perkusisty Scotta Ashtona i współpracujących z grupą: gitarzysty Jamesa Williamsona oraz saksofonisty Steve’a MacKaya  - "Gimme Danger" wykracza poza zlepek gadających głów dzięki intensywnemu wykorzystaniu filmowych archiwaliów. I nie chodzi tu tylko o przypomnienie historycznych występów The Stooges (dzięki którym wiemy, że Mick Jagger swoje sceniczne ruchy musiał podkraść Popowi)  czy przegląd prasowych fotografii z epoki.

Jarmusch stara się też ożywić narrację przy pomocy prostych animacji Jamesa Kerra, intensywnie wykorzystuje również w ilustracyjnych celach filmowo-telewizyjne cytaty; kiedy Iggy Pop wspomina kultowy program telewizyjny swej młodości - "Lunch with Soupy Sales" - wyjaśnieniu wpływu show na ukształtowanie twórczej strategii przyszłego autora "No Fun" towarzyszą odpowiednie wyimki dziecięco-slapstickowo hitu lat 50.

W tym sensie "Gimme Danger" jest nie tylko opowieścią o narodzinach i rozwoju The Stooges, lecz także próbą umieszczenia historii grupy w szerszym, kulturowym kontekście. Szkoda tylko, że chwyt ten stosuje Jarmusch z nadmiernym automatyzmem. Wystarczy wspomnienie Popa, że ktoś przypominał mu bohaterów "Rodziny Adamsów", i już widz otrzymuje odpowiedni fragment rzeczonego filmu. Kolejna uwaga i następny wizualizujący ją archiwalny materiał.  Za dużo tych cytatów, zbyt nachalnie są też one powtykane w interesujące same w sobie opowieści wokalisty i jego kumpli.

"Gimme Danger" najlepsze jest, kiedy łączy ciekawostki z życia The Stooges z samą muzyką grupy.  Jak Iggy Pop wpadł na pomysł założenia obroży podczas koncertów? W jaki sposób członkowie zespołu zareagowali na romans wokalisty z Nico? Jaki wpływ na sukces The Stooges miał patronat zespołu MC5? Dlaczego większość piosenek na debiutancki album została napisana dzień przed sesją w Hotelu Chelsea? W tym aspekcie "Gimme Danger" będzie niewątpliwą gratką nie tylko dla fanów Iggy’ego Popa, ale też ciekawą propozycją dla kogoś, komu nazwa The Stooges kojarzy się raczej z tercetem komików niż z jednym z najważniejszych i najbardziej bezkompromisowych zespołów w historii rocka.

Iggy Pop w dokumencie Jarmuscha to bowiem przede wszystkim złośliwy antagonista komercji, ostoja artystycznej niezależności oraz wyznawca rokendrolowych ideałów (i - jak sam uważa - muzyczny zabójca lat 60.) Najzabawniejszy, najbardziej prawdziwy jest właśnie w momentach, kiedy demaskuje blichtr i ułudę show-biznesu.  Kiedy w złośliwych przytykach wbija szpilki Joe Cockerowi, Ronniemu Woodowi i Rodowi Stewartowi, a nawet - dość subtelnie - samemu Davidowi Bowiemu. A kiedy niespodziewanie reaktywuje po latach The Stooges, robi to na własnych warunkach (i za wynegocjowaną przez siebie trzykrotną stawkę). O tym, że nie ma w tym akcie nic z żenady powrotu dinozaurów rocka, udowadnia podczas przemowy z okazji przyjęcia grupy do Rock and Roll Hall of Fame. Pokazując wszystkim przy okazji środkowy palec.

7/10

"Gimme Danger", reż. Jim Jarmusch, USA 2016, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 9 grudnia 2016

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gimme Danger
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy