"Gdzie jest Dory" [recenzja]: Rodzina jest najważniejsza

Kadr z filmu "Gdzie jest Dory" /materiały dystrybutora

Powstanie kolejnej części było tylko kwestią czasu i możliwości. Po 13 latach od premiery "Gdzie jest Nemo" do kin wchodzi sequel - "Gdzie jest Dory".

Główną bohaterką jest Dory, która niewiele pamięta, ale my ją przecież świetnie znamy, podobnie jak jej przyjaciół. Dory to rybka z problemem braku pamięci krótkotrwałej. Zapomina wszystko to, co zdarzyło się wokół niej kilka minut temu, ale w tej części przypomina sobie to, co najważniejsze - że miała rodziców i postanawia ich odszukać. Pomogą jej w tym Nemo i jego tata. Wraz z opuszczeniem bezpiecznej rafy bohaterowie rozpoczynają podróż pełną niebezpieczeństw i wyzwań.

Twórcy ze studia Pixar i wytwórni Disney’a po raz kolejny zapraszają nas do świata oceanicznych głębin, zachwycająco tworząc animowany świat Nemo i Dory, i po raz kolejny opowiadając o tym, jak ważna jest rodzina, przyjaciele i pokonywanie własnych słabości. Wszystko na ekranie zachwyca feerią barw, kształtów i dźwięków, a muzyka Thomasa Newmana przyjemnie głaszcze ucho.

Reklama

Polski dubbing jak zwykle nie zawodzi. Dory mówi głosem fantastycznej Joanny Trzepiecińskiej, w wypowiedziach Hanka - nowej postaci, ośmiornicy po przejściach - słyszymy Andrzeja Grabowskiego, a w tle o oceanie i jego mieszkańcach głębokim głosem opowiada Krystyna Czubówna (ciekawy wątek).

Największą zaletą tej animacji jest jej niezwykły urok, któremu trudno się oprzeć. Jednocześnie bardzo trudno oprzeć się porównywaniu "dwójki" do "jedynki", a to porównanie nie wychodzi na plus filmowi "Gdzie jest Dory". Największy problem miałam z fabułą, która jest zdecydowanie bardziej dramatyczna i ma w sobie mniej humoru od tej, którą pamiętam z "Gdzie jest Nemo".

Akcja popędza naszych bohaterów i czujemy się jak na karuzeli - wszystko szybko się dzieje, trochę za szybko. Scenariusz momentami przypominał grę komputerową, w której postaci mają do wykonania szereg zadań w określonym czasie, unikając obiektywnych przeszkód. Przyznam, że trochę mnie to zmęczyło. Sceny komediowe oczywiście są, ale jest ich zdecydowanie mniej, w to miejsce twórcy woleli dać więcej przygodowej akcji w stylu "Indiany Jones’a". Im bliżej końca, tym "Gdzie jest Dory" się uspokaja, a zakończenie rozczuli najtwardszego rodzica, nie wspominając już o dzieciach. (Uwaga na kapiące mimowolnie łezki!)

"Gdzie jest Nemo" wszedł do kin w 2003 roku i był to ogromny sukces komercyjny i artystyczny - animacja Andrew Stantona i Lee Unkricha w tym samym roku zdobyła też Oscara. Czy "Gdzie jest Dory" powtórzy sukces "jedynki"? Myślę, że ma na to szansę, bo to wzruszający, mądry i zabawny film, w którym zarówno dzieci (w określonym wieku), jak i dorośli znajdą coś dla siebie.

7/10

"Gdzie jest Dory" (Finding Dory), reż. Andrew Stanton, USA 2016, dystrybutor: Disney, premiera kinowa: 17 czerwca 2016 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gdzie jest Dory
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy