Reklama

Finowie goli i weseli

"Lapońska odyseja" ("Napapiirin sankarit"), reż. Dome Karukoski, Islandia, Szwecja, Finlandia 2010, dystrybutor Solopan, premiera kinowa 4 listopada 2011 roku.

Co się może zdarzyć, jeśli trzech facetów będzie mieć jedną noc na kupno dekodera tv? Nad tym pasjonującym zagadnieniem postanowił podumać Fin Dome Karukoski, reżyser ''Lapońskiej odysei".

Zarys fabuły streszczony w jednym zdaniu może się wydać banalny, ale rzecz zaczyna się niebłaho. W prologu poznajemy historię drzewa, na którym niejeden śmiertelnik dokonał żywota. Zaprawiona czarnym, wisielczym (sic!) humorem miniaturka wprowadza nas w historię Janne, trzydziestolatka z dziewczyną, ale bez pracy.

Bolączka bezrobocia wydaje się doskwierać nie tylko głównemu bohaterowi, ale i innym otaczającym go typom - pasywnym, zrezygnowanym młodym ludziom bez perspektyw na lepsze jutro. Defetyzm wzmagają dodatkowo kilkudziesięciostopniowe mrozy i prawie całkowity brak słońca. Pusty portfel i posępna aura fińskiego miasteczka powodują, że co jakiś czas pewien nieszczęśnik po raz pierwszy i ostatni wspina się na wspomniane drzewo.

Reklama

Trzeba przyznać, że taki background to całkiem niezły materiał na kino o społecznym zacięciu. I konwencja komediowa wcale nie musi być tutaj przeszkodą (vide: brytyjskie ''Goło i wesoło''). ''Odyseja'' prędko jednak zbacza z tego toru, przeistaczając się w komedię kumpelską, tzw. ''buddy movie''. A w tej materii Karukoski ma do zaproponowanie niewiele więcej niż zachodni spece od gatunku. Jest więc tu szczypta ''Kac Vegas'', odrobina ''Szefów wrogów", a wszystko polano chłodnym, polarnym sosem. I wyszło trochę bez smaku.

Oglądaniu ''Lapońskiej odysei'' towarzyszy spory dystans; trudno zidentyfikować się tutaj z którymś z nieciekawych bohaterów: Jannem, czy jego dwójką fajtłapowatych kolegów. O ile w typowej, skandynawskiej komedii chłód i miarkowanie uczuć przez bohaterów potrafi przełożyć się na zaangażowanie widza, o tyle tu ekspresja postaci powoduje efekt odwrotny. Ale kilka żartów, w gąszczu sucharów, może autentycznie rozbawić.

Koniec końców twórcom wyszła całkiem pogodna komedia o jednym z najbardziej ponurych i depresyjnych zakątków świata. To dość ciekawy paradoks, już sam w sobie zabawny, ale dla wielu osób to może być zbyt mało przekonywający impuls, żeby w chłodny, jesienny wieczór ruszyć się z domu do kina.

5,5/10


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: odyseja | film | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama