"Facet do wymiany" [recenzja]: Forever Young

Guillaume Canet i Marion Cotillard w filmie "Facet do wymiany" /materiały dystrybutora

W małżeństwo aktorów Marion i Guillaume’a wcielają się Marion Cotillard i Guillaume Canet, prywatnie - również małżeństwo. Także osoby z ich otoczenia - aktorów, reżyserów i producentów - grają odpowiedniki z rzeczywistości. Wszyscy mają tak samo na imię w filmie, jak w życiu. Tylko syn głównych bohaterów jest "podmieniony", choć do "oryginału" podobny jak kropla wody. Po co to wszystko? Po to, żeby się pośmiać i żeby pomyśleć.

Na przykład nad tym, że dostęp do celebrytów, który oferują nam plotkarskie magazyny, jest nieznośnie ograniczony i maluje obraz z ich wybiórczych cech. Czy przyszłoby wam do głowy, że Marion Cotillard, która w mediach jest zawsze pewna siebie, stanowcza i harda, w domu ekscytuje się rolami u młodych reżyserów, w postaci zatapia się bez reszty (gdy jej bohaterka kuleje, ona też kuleje, a gdy mówi z akcentem z Quebecku, ona też to robi, czym doprowadza otoczenie do szału), a nagrodami podpiera stolik? 

Scenariusz powstał na bazie rzeczywistych zachowań i sytuacji, których Cotillard i Canet doświadczyli. Oboje otwierają się przed widzem i żartują z siebie. Canet dzieli się z nami kryzysem wieku średniego i niezgodą na to, że pewnych ról już w filmach nie zagra. Jego ekranowy odpowiednik nie chce przyjąć tego do wiadomości, co staje się pretekstem do mniej i bardziej wyszukanych żartów. A także kilku celnych uwag na temat naszego opętania kultem młodości.

Reklama

Sukcesem Caneta jest wyważenie racji. Tak samo jak Cotillard, nie zna granic w obśmiewaniu swojego bohatera, ale jednocześnie jest dla niego wyrozumiały. Choć po kolejnej dawce botoksu ekranowy Guillaume bardziej przypomina lalkę niż człowieka, nie spotyka go potępienie. To raczej jego bliscy muszą zadać sobie pytanie, czy wszystko z nimi w porządku, skoro nie akceptują odmładzającego się męża/ojca/przyjaciela/współpracownika. W odpowiedzi na nie Marion Cotillard będzie musiała spłonąć rumieńcem wstydu, kiedy przypomni sobie, jak uganiała się za rolą u młodziutkiego Xaviera Dolana, nadziei kina, świeżej krwi. 

Kinofilskie dowcipy, przeznaczone dla wyrobionego widza, płynnie mieszają się tutaj z humorem typowym dla masowej komedii francuskiej. Granica złego smaku nie zostaje jednak przekroczona, bo nawet sceny, gdy Canet idzie na imprezę, na której próbuje odmłodzić się używkami, co kończy się wymiotami i niestosownym zachowaniem na schodach klubu, służą całkiem trafnej diagnozie społecznej.

Twórca przypomina nam, że choć sami nie godzimy się z upływem czasu, wyjątkowo chętnie krytykujemy tych, którzy - na mniej lub bardziej przemyślane sposoby - próbują temu przeciwdziałać. Mówi o tym w słodko-gorzkim tonie, który nie pozwala wyjść z kina z jednoznacznym uśmiechem. Gorycz tego filmu zawiera się także w tym, że kiedy z głośników leci piosenka "Forever Young" Alphaville z nieśmiertelnym pytaniem: czy naprawdę chciałbyś żyć wiecznie, wiemy, że większość bohaterów odpowiedziałaby twierdząco, czym sprzeniewierza się naturze tak samo jak ekranowy Canet.

7/10

"Facet do wymiany" [Rock'n Roll], reż. Guillaume Canet, Francja 2017, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 30 czerwca 2017

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Facet do wymiany
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy