"Elegia dla bidoków": Z babcią nie wygrasz [recenzja]

Glen Closse i Amy Adams w filmie "Elegia dla bidoków" /materiały prasowe

Wyścig po nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej czas zacząć. "Elegia dla bidoków" jest pierwszym niewypałem w tym nietypowym sezonie oscarowym, dziełem obliczonym na konkretne statuetki, które do dnia swej premiery figurowało na szczycie przewidywań krytyków i ekspertów, by po pierwszych recenzjach zaraz z nich zniknąć. Głośne nazwiska w obsadzie są, za kamerą stanął uznany reżyser, a scenariusz oparto na książkowym bestsellerze - co mogło się nie udać?

Film opowiada opartą na prawdziwych wydarzeniach historię J.D. Vance'a (Gabriel Basso), pochodzącego z ubogiej rodziny w Kentucky młodzieńca, który dzięki ciężkiej pracy dostał się na uniwersytet Yale i ma szansę na staż w prestiżowej kancelarii prawniczej. W kluczowym momencie otrzymuje telefon od swej dawno niewidzianej siostry - ich matka Bev (Amy Adams) trafiła do szpitala po przedawkowaniu heroiny. Mężczyzna musi wrócić w rodzinne strony, by zmierzyć się z dotychczas wypieranymi traumami.

W pierwszych minutach swojego filmu Ron Howard sygnalizuje wiele ciekawych wątków. Rodzinne miasto J.D. widzimy z dwóch perspektyw: nastoletniego bohatera oraz jego dziadków, którzy przybyli tam, mając niewiele więcej lat. Przywitał ich widok nowo otwartych lokalnych biznesów oraz fabryki, która dawała pracę większości mieszkańców. Kilkadziesiąt lat później spora część budynków - w tym kiedyś tętniący życiem zakład pracy - stoi pusta, a na ulicach zaroiło się od ćpunów i dilerów.

Reklama

W innych scenach Howard przybliża finansową sytuację J.D. jako studenta prestiżowej uczelni - ledwo wiążącego koniec z końcem, z trzema etatami i kilkoma kartami kredytowymi z debetem. Niestety, żaden ze społecznych aspektów opowieści nie zostaje rozwinięty. Liczy się hollywoodzka (w najgorszym tego słowa znaczeniu) drama.

Początkowo wydaje się, że Howard skupi się przede wszystkim na trudnej relacji J.D. i jego rozchwianej emocjonalnie matki. Szybko dochodzą jednak kolejne wątki: naznaczona przemocą domową przeszłość rodziny Vance'ów, okres buntu u nastolatka, starsza siostra, która stara się ułożyć sobie życie obok rodzinnego piekła. Reżyser zdaje się rozwijać je wszystkie jednocześnie, tym samym wprowadzając do prostej historii sporo chaosu. Są też motywy okropne od początku do końca, na czele ze związkiem J.D. Ich kiczowate rozmowy (w szczególności ta końcowa) są nie do zniesienia ckliwe i sztuczne.

Nieprzekonująco wypada Amy Adams w roli Bev, nie tyle przez źle dobrane środki aktorskie, ile sztampowy scenariusz. Aktorka pozwoliła się obrzydzić dla roli i gra całą sobą kolejne wybuchy agresji swej postaci, ale ze złego tekstu nie potrafi za dużo wycisnąć. Najbardziej jest to odczuwalne w scenach pogodzenia się z dziećmi, wypadającymi pospiesznie i nieprzekonująco. Szkoda też, że o największej walce Bev jesteśmy informowani za pomocą tekstu przed napisami końcowymi.

Na szczęście jest jedna osoba w tej nieznośnej telenoweli, która nie zawodzi. Glenn Close nie dostała Oscara za wyciszone role w "Albercie Nobbsie" i "Żonie", tutaj stworzyła więc kreację na zupełnie inną melodię - i wyszło wspaniale. Aktorka wciela się w babcię J.D. i matkę Bev, która nie przebiera w słowach, pali fajkę za fajką, ciągle ogląda drugiego "Terminatora" i opowiada dowcipy o Polakach. Kobieta grozi członkom swej rodziny, że skopie im tyłki (i ani przez chwilę nie wątpimy, że za moment to zrobi), ale co chwilę wybrzmiewa także ogrom uczuć, jakimi darzy swą córkę i wnuki.

Close nie bawi się w subtelności, gdy jest bezczelna, to miota inwektywami, gdy ma być kiczowato - łzy napływają wszystkim do oczu. Scena dramatycznego wyjścia babci ze szpitala powinna być nie do obronienia, a dzięki aktorce "gra" w stu procentach.

Jedna bardzo dobra rola dobrego filmu jednak nie czyni. "Elegia dla bidoków" irytuje ckliwością i narracyjnymi nieczytelnościami. Najbardziej boli jednak jej zmarnowany potencjał. Jest w niej ogrom dobrych historii. Osobiście chętniej obejrzałbym film tylko o docieraniu się nastoletniego J.D. z jego babcią. Ma ona tyle energii, że starczyłoby na kilka produkcji.

4/10

"Elegia dla bidoków" (Hillbilly Elegy), reż. Ron Howard, USA 2020, dystrybucja Netflix, premiera: 24 listopada 2020 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Netflix
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy