"El Clan" [recenzja]: Rodzina jest najważniejsza

Kadr z filmu "El Club" /materiały dystrybutora

Starszy pan po 60-tce prowadzi spokojny rodzinny interes. W sąsiedztwie znają go wszyscy. Lokalni ufają sobie nawzajem, bo żyją obok siebie od wieków. W tym argentyńskim wycinku rzeczywistości na początku lat 80. XX wieku powoli zaczyna się stabilizacja. Dla rodziny Puccio nie oznacza to jednak żadnej zmiany. Wszyscy nadal żyją na dwa fronty.

"El Clan" w reżyserii Pabla Trapero - twórcy genialnej "Lwicy", pokazywanej w 2008 roku na festiwalu w Cannes - to opowieść o sieci rodzinnych powiązań, które mają stricte mafijne korzenie.

Wojskowa junta, która rządziła w Argentynie od 1976 roku, upadła po 6 latach. Rodzinę Puccio poznajemy w1983 roku. Ojcem rodziny jest niewinny niebieskooki Arquímedes (Guillermo Francella), który najprawdopodobniej jeszcze w trakcie dyktatury zarabiał na porwaniach ludzi. Dzięki ustawie o przeciwdziałaniu opozycji w Argentynie można było mordować bezkarnie wszystkich przeciwników reżimu. Dla poczciwego pana z sąsiedztwa zmienił się jedynie klimat i być może wysokość zarobku.

Reklama

W porwaniach uczestniczy cała rodzina: syn Alejandro (Peter Lanzani), który nie jest w stanie postawić się ojcu, żona i matka Epifania (Lili Popovich) - milcząca świadkini podająca oranżadę przestępcom i reszta dzieciaków, która albo jest przerażona, albo próbuje nie słyszeć krzyków katowanych ludzi. Puccio przetrzymuje ofiary w swoim domu - w jednym z pokoi, ewentualnie w piwnicy. Przestrzeń prywatna, rodzinna staje się w tym przypadku przestrzenią traumy i strachu.

W filmie Trapero wybrzmiewa przede wszystkim wątek zarażonego społeczeństwa, które przez lata dyktatury wojskowej i łamania praw obywatelskich nieświadomie stało się sprawcą (temat jakże aktualny dziś w Polsce). Właśnie na poziomie pojedynczych rodzin - klanów. Sprawa Puccio wstrząsnęła Argentyną II połowy XX wieku. Nikt nie spodziewał się, że uśmiech sąsiada może z dnia na dzień mieć zmienić znaczenie. Jednocześnie maksyma o tym, że rodzina jest najważniejsza, jest w "El Clan" doprowadzona wręcz do absurdu. Trudno zrozumieć, dlaczego Alejandro nie buntuje się przeciwko ojcu. W końcu przemoc dotyka ludzi z jego otoczenia. Obraz Trapero nie wywołuje takiego przerażenia jak "Animal Kingdom" (reż. David Michod), ani takiej konsternacji jak drugi sezon serialu "Fargo".

"El Clan" można uznać ze nieźle odrobioną lekcję. Jednocześnie jest to dość nieudana próba rozliczenia się z "mniej znaną" historią Argentyny, w której nie ma prezydenta Perona i jego żony Evity. Momentami historia rodziny Puccio, zamiast szokować, staje się wybitnie przewidywalna. Tak jakby ktoś przestał mieć kontrolę nad tym, czym był terror starszego pana z niebieskimi oczami.

5/10

"El Clan", reż. Pablo Trapero, Argentyna 2015, dystrybutor: Solopan, premiera kinowa: 11 marca 2016

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama