"Dziewczyna, która została królem" [recenzja]: Szwecja nie dla filozofów

Kadr z filmu "Dziewczyna, ktora została królem" /materiały prasowe

Fiński reżyser realizuje film o Krystynie, XVII-wiecznej szwedzkiej królowej, która pragnęła pokoju, filozofii, sztuki i... kobiet. Wyszedł słaby obraz historyczno-biograficzny z rwanym scenariuszem, nudnymi bohaterami i zmarnowanym potencjałem niektórych aktorów.

Królowa Krystyna Waza to jedna z najbarwniejszych postaci w historii Szwecji. Kraj dość wówczas mroczny i zacofany, wykończony wojną trzydziestoletnią i walką z katolicyzmem, próbowała zmienić poprzez promocję nauki i sztuki. Zaprosiła na dwór Kartezjusza (choć tego po kilku miesiącach wykończył skandynawski klimat) i rozpoczęła budowę biblioteki. Pod koniec życia przeszła z luteranizmu na katolicyzm, nigdy nie wyszła za mąż, bo ponoć od mężczyzn wolała kobiety.

Mika Kaurismäki, starszy brat Aki Kaurismäkiego, nie jest złym reżyserem, czego dowodem choćby "Droga na północ". Przy "Dziewczynie, która została królem" zawodzi przede wszystkim scenariusz Marca Boucharda (napisany po francusku i przetłumaczony na angielski) - niekonsekwentny, rwany, napisany na kolanie, szkicujący jedynie bohaterów i tło historyczne, ze słabymi dialogami.

Reklama

Dlatego mimo reżyserskich i aktorskich wysiłków (wszak Michael Nyqvist nigdy nie gra źle) oglądamy historię, która skacze od sceny do sceny, urywając je w środku. Bohaterowie sprawiają wrażenie manekinów w teatrzyku, narysowanych wedle schematu - tutaj urocza, blondwłosa dama dworu, tam królowa z traumami z dzieciństwa, walcząca o swoje miejsce w męskim świecie, a tuż obok dobroduszny kanclerz-doradca, który ojcuje Krystynie i chętnie wyswatałby ją ze swoim synem.

Malin Buska jako królowa Krystyna Liv Ullmann nie jest, a tym bardziej Gretą Garbo i z rolą radzi sobie średnio. Może byłoby łatwiej, gdyby nie pomysł, by nieanglojęzyczni aktorzy mówili po angielsku. Mimo biegłości w tym języku, słychać i widać, że ogranicza on ich aktorski potencjał.

W "Dziewczynie, która została królem" docenić można feministyczne wątki - homoseksualna orientacja seksualna królowej, jej walka na przekór konwenansom, by jako kobieta kształcić się, rozwijać i przewodzić innym. Wątki, których filmy "Królowa Krystyna" Roubena Mamouliana czy "Abdykacja" Anthony’ego Harvey’a w pełni nie wykorzystują. Jest to jednak idea, której potencjał w "Dziewczynie" zmarnowano.

Królowa Krystyna musi zatem jeszcze poczekać na swój lepszy czas w kinie. Jak na razie wybitnej kreacji Grety Garbo z filmu Roubena Mamouliana z 1933 roku nie jest w stanie nic zagrozić. A szkoda.

3/10

"Dziewczyna, która została królem" (Tyttokuningas), reż. Mika Kaurismäki, Francja, Finlandia 2015, dystrybutor: Solopan, premiera kinowa: 20 maja 2016 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy