Reklama

"Dom w głębi lasu": Chcę, żebyś wykręcił mi numer!

Pełnometrażowy debiut Drew Goddarda to historia kilkorga przyjaciół, którzy postanawiają spędzić urokliwy weekend w starej chacie w głębi lasu. Spod ziemi zaczynają jednak wygrzebywać się zombie, więc wiejska sielanka zamienia się w koszmar (który nie ma nic wspólnego z minionym latem), a wokół rozlega się krzyk (jaki powinien usłyszeć Wes Craven).

Gdyby nie mit, którym zdążył już obrosnąć film Drew Goddarda i Jossa Whedona, leżący trzy lata na półce w wytwórni, wyszłabym z kina tuż po sekwencji, w której reżyser zaprosił mnie do typowego świata z horroru dla nastolatków, w jakim przywitali mnie jego typowi bohaterowie. Jeśli ktoś ma wyjechać na weekend do lasu i komuś coś złego ma się stać musi to być piękna, rozerotyzowana blondynka (Anna Hutchinson), jej atletycznie zbudowany chłopak (Chris Hemsworth), intelektualista (Jesse Williams), niewinna kujonka (Kristen Connolly) i narajany, lokalny pajac (Fran Kranz). Nuuuudy. Stare przysłowie mówiące jednak, że co się źle zaczyna - zapewne dobrze się skończy, nie dość, że się sprawdza, zyskuje w "Domu w głębi lasu" nowe, przewrotne znaczenie.

Reklama

Kiedy po tym wszystkim, co się stało, po numerze, jaki wykręcił mi reżyser, przypominam sobie, że Jules przemalowała się na blond tuż przed wyjazdem, niewinność Dany stoi pod znakiem zapytania ze względu na wzmiankę o romansie z nauczycielem, a upalony trawą Marty jako pierwszy odgadł, co tak naprawdę dzieje się wokół widzę, z jakim dystansem podeszli do gatunku jego twórcy i w jak inteligentny sposób dokonywali jego powolnej dekonstrukcji.

To szczegóły, na pozór niewiele znaczące, ale dają mi pewność, że Goddard i Whedon potraktowali mnie jak odbiorcę, z którym mogą wejść w dialog. Reżyser pozwalał mi zgadywać, zanim zauważyłam, że mam przed sobą zagadkę. W taki sam sposób traktował też swoich bohaterów. Tuż po tym, kiedy pokazał mi, że wokół chaty w lesie jest rozpięta siatka elektryczna, Holden znalazł we własnej sypialni weneckie lustro, przez które mógłby obserwować wnętrze drugiego pokoju. Jakiś Wielki Brat patrzy? Holden tego nie robi.

Kto zatem ma najlepszą zabawę? Wśród tych, którzy ucztują (i dla odmiany NIE kosztem innych) są bez wątpienia twórcy filmu. Reżyserzy horrorów zwykle się na nich nie bawią, bo żonglują stereotypami, dlatego tak bardzo mnie nudzą. Goddard i Whedon zachwycili mnie sposobem, w jaki się ze mną zabawiali, wyczuciem ironii, dzięki której budują swój świat i fascynacją gatunkiem, który wydawał mi się pustym naczyniem, w jakie w kółko wrzuca się te same rzeczy, bo inne się nie mieszczą. Goddard i Whedon je stłukli i wysypali mi wszystko pod nogi. Uciekałam z krzykiem, a potem wracałam, żeby przeżyć jeszcze raz dreszcz emocji i z radością ochlapać się krwią niemal tryskającą z ekranu.

Autorski duet (którego korzenie sięgają spotkania na planie serialu "Buffy: Postrach wampirów") stworzył horror wszech czasów, który jednocześnie horrorem wcale nie jest. Rozpętał burzę, spełnił wszystkie własne fantazje i zaspokoił moje oczekiwania. Zanurzył ostrze krytyki w jego najbardziej newralgicznym punkcie i literalnie - zresetował system. Po tym, co stało się w głębi lasu, znany nam świat horroru się skończył. Narodził się nowy - obłędny, wciągający, intrygujący, totalnie nieprzewidywalny.

9/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Dom w głębi lasu" (The Cabin in the Woods"), reż. Drew Goddard, USA 2012, dystrybutor Forum Film, premiera kinowa: 27 kwietnia 2012.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: L.A.S. | recenzja | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy