Reklama

"Doktryna szoku", czyli prymat kontekstu

"Doktryna szoku", reż. Mat Whitecross, Michael Winterbottom, Wielka Brytania 2009, dystrybutor: HAGI Film, premiera kinowa: 16 kwietnia 2010

W recenzji filmu "Polański: ścigany i pożądany" zwracałem uwagę na niezwykle ważne zagadnienie kontekstu, w jakim dany tytuł wchodzi do kin. Zrealizowany w 2008 roku dokument, rewidujący przebieg procesu Polańskiego, zdecydowano się wprowadzić do dystrybucji dopiero po aresztowaniu reżysera. Reżyserka Marina Zenovich za wszelką cenę próbowała rozciągnąć nad filmem kuloodporną płachtę, która wyabstrahowałaby go z dyskusji o winie i na powrót umieściła w kontekście relacji pomiędzy systemem sądownictwa i opinią publiczną.

Reklama

Film Naomi Klein, Michaela Winterbottoma i (o czym niezwykle rzadko się wspomina) Mata Whitecrossa wchodzi na polskie ekrany 14 miesięcy po premierze na festiwalu w Berlinie. Wchodzi również na 2 dni przed pogrzebem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, kiedy przez media przewala się dyskusja o wykorzystywaniu powstałego po tragedii szoku dla partykularnych celów politycznych.

Wywody Naomi Klein - począwszy od No Logo, na Doktrynie Szoku skończywszy, cechują się niezwykłą klarownością i przekonywującą syntetyczną spójnością. Użyteczność i aplikowalność konstruowanych przez nią teorii okupiona jest jednak dość dużym stopniem uogólnienia, co wystawia je na łatwy obstrzał z pozycji konkretnych przykładów. Problem ten dotyczy niemal wszystkich kategorii o porównywalnej pojemności. Jeśli przyjmiemy jednak, że teoria nie rości sobie prawa do wiernego opisu rzeczywistości w każdym nawet najmniejszym jej przejawie, zyskać możemy dość użyteczne narzędzie pomagające abstrahować znaczenia w kryzysowych sytuacjach indolencji języka.

Naomi Klein wykazuje, że najlepszą chwilą na aplikowanie najbardziej kontrowersyjnych reform i programów jest moment szoku. Do zilustrowania swojej tezy używa przykładów wdrażania friedmanowskich koncepcji gospodarczych w Ameryce Południowej, Wielkiej Brytanii, Polsce, Rosji, czy Iraku. W chwilach gdy większa część społeczeństwa zaabsorbowana jest własną bezradnością, kiedy - jak mówi Klein - następuje swego rodzaju zerwanie ciągłości jej autonarracji, ludzie są najbardziej podatni na sugestie, które w chwili przezwyciężenia kryzysu ochoczo podejmują jako swoje własne opinie. Z własnego podwórka znamy cały szereg podobnych historii, które postrzegane retroaktywnie z dzisiejszego punktu widzenia wydają się być kuriozalne. Ukuta przez Klein kategoria "doktryny szoku" pozwala racjonalnie odpowiedzieć sobie na pytania o powód podejmowania przez społeczeństwo niekorzystnych dla siebie decyzji.

Problemem wchodzącego na ekrany filmu jest to, iż sam zawęża on pole, do rozumienia którego stosować można koncepcję doktryny szoku. Efekty służące wzmocnieniu traumatyzującej wymowy filmu, takie jak zestawianie, czy też genealogiczne wywodzenie praktyk ekonomicznych od tortur psychicznych, nie działają na korzyść materiału, który broniłby się bez nich. Skoncentrowanie się autorki na postaci Miltona Friedmana i jego kontrowersyjnej koncepcji zakładającej, że wraz z wolnym rynkiem musi rozwinąć się demokracja jest uzasadnione, ale ogranicza zasięg jej teorii. Powstaje wątpliwość czy podobny dobór materiału nie pogrzebie jej z łatą użytecznej jedynie dla tego partykularnego procesu.

W zakończeniu filmu Naomi Klein przekonuje, że praktyki uwalniania rynku zainicjowane przez Friedmana w prostej linii doprowadziły do światowego kryzysu gospodarczego. Równocześnie dodaje, że wybór Obamy i towarzysząca mu mobilizacja społeczeństwa może oznaczać, iż stajemy się coraz bardziej odporni na płynące z doktryny szoku praktyki manipulacyjne.

Przed nami wielki sprawdzian. Czy po przepracowaniu żałoby po katastrofie prezydenckiego samolotu żadna z podjętych decyzji nie wzbudzi naszego zdumienia?

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wielka Brytania | szok | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy