Reklama

Czym Mussolini uwiódł miliony?

"Zwycięzca" ("Vincere"), reż. Marco Bellocchio, Włochy 2009, dystrybutor Against Gravity, premiera kinowa 22 października 2010 roku.

Mówi się, że ludzie są uwodzeni przez ideologię. Z jakiegoś powodu nasuwa się nam skojarzenie, że korpus idei może wywoływać w nas podobne uczucia i reakcje, co korpus kochanki, czy kochanka. Żeby dostrzec pęknięcia w monolicie idei, trzeba zbliżyć się do niej na odległość dotyku. Nawet na aksamitnej skórze, uwidaczniają się wtedy wszystkie pory i defekty. Ciało podlega degradacji, niszczycielskiej sile czasu. Idee wietrzeją podobnie - ukazując nagi kościec pod rozpalającą zmysły powłoką.

Sylwetki dyktatorów często stanowią pretekst dla niewybrednych żartów, o kompensacji wielkości wielkością ego. Można się zżymać, lecz trudno nie przyznać, że Mussolini i Hitler postury byli raczej nikczemnej. Wysuszeni jak rodzynki, dogorywali wraz ze swoimi wielkimi projektami - tragikomiczni tyrani, z "Dyktatora" Charlesa Chaplina. W obliczu Hitlera, w jego ostatnich desperackich posunięciach i Mussoliniego, wywieszonego za nogi na stacji benzynowej, rodzi się pytanie, jak ideologia w nich spersonifikowana zdołała uwieść miliony.

Reklama

"Zwycięzca" jest filmem o wirusie idei, lęgnącej się w zdrowym ciele, wysuszającej swego żywiciela i obumierającej wraz z nim. Za kanwę scenariusz posłużyła historia Idy Dalser, która przypuszczalnie była pierwszą żoną Mussoliniego i matką jego pierworodnego syna. Ich drogi przecięły się w czasie, kiedy Benito nie był jeszcze Duce, lecz żarliwym, oddanym sprawie socjalistą wyzywającym z mównicy Boga, starającym się ruszyć świat z jego fundamentów. Ona - żywy płomień, On - wzniosły obiekt ideologii, razem stanowili motor rewolucji. Mussolini, odgrywany przez Fillipo Timiego, przypomina w tym wczesnym okresie posąg - przystojny, wysoki, sprężony do działania - jeśli ktoś ma znieść trud przemian i wytrzymać na ołtarzu państwa aż do osiągnięcia celu, to właśnie on. Jednak władza degeneruje, wymaga ustępstw i kompromisów, aż w końcu sama zastępuje pierwotną ideę - stając się ostatecznym celem.

Ida i Mussolini są w filmie Bellocchio jak Dorian Gray i jego portret, tyle że na wspak - On z każdym dniem karleje i traci boskie przymioty, by ostatecznie otrzeć się o błazeństwo, Ona jedynie nabiera godności. W parareligijnym kluczu, jakim podszyty jest film wysuwane są sugestie, iż Mussolini odmówił chrystusowej ofiary - złożenia swojego ciała w ofierze, kiedy było jeszcze młode i sprężyste, kiedy mogło stać się symbolem, zaś jedyną osobą pamiętającą o przyrzeczeniu ofiary jest Ida - upozowana na Madonnę i odesłana do zakładu psychiatrycznego.

"Zwycięzca" jest tragiczną historią kolei rewolucji, odciśniętych w ciele człowieka, do której klucz nosi tylko jedna osoba - świadek degradacji i rozpadu tego ciała.

Bellocchio w swoim filmie słusznie odstępuje od detektywistycznych gierek, mających na celu ustalenie faktycznego rozwoju wypadków i zasadności roszczeń Idy Dalser. W jego rękach historia obsesyjnej miłości przybiera postać alegorii. Dzięki oszczędności słów, operowej konwencji i fragmentom filmów wmontowanych w "Zwycięzcę", mamy wrażenie obcowania z jakiegoś rodzaju archetypem. Uderzające jest choćby zestawienie wyświetlanego w szpitalu dla kombatantów filmu o życiu Chrystusa, z wizerunkiem siłacza Maciste, który w przedwojennym kinie włoskim był odpowiednikiem Herkulesa, czy Tarzana. Trudno o lepszy, bardziej niepokojący wyraz faszystowskiego kultu siły, który odnaleźć możemy w tak odległej od siebie ikonografii.

Bellocchio zawsze posiadał niezwykłą polityczną intuicję, która pozwalała mu dostrzegać na powierzchni zachodzących przemian coś więcej. Kiedyś rozpoznał we wzbierającej fali rewolucji lat 60. niebezpieczny twór znudzonej burżuazji, bez pozytywnego programu i ostrzegał przed bezrefleksyjną kontestacją. Dziś serwuje opowieść o Mussolinim - prekursorze XX- wiecznego faszyzmu, eksponując jego uwodzicielskie, cielesne elementy. Można traktować to napomnienie jako historię obsesyjnie zakochanej kobiety. Jednak mi przywodzi ona na myśl tabloidowe doniesienia o kolejnych romansach wciąż młodniejącego Silvio Berlusconiego. Na twarzy Duce odcisnęła się każda minuta władzy, na twarzy włoskiego polityka nie widać śladów czasu. Za portret służą mu skalpele.

8/10

Zobacz zwiastun filmu "Zwycięzca":

"Pozwól mi wejść"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marco | Włochy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy