Reklama

"Czerwony Kapitan" [recenzja]: Kryminał po europejsku

Dla Macieja Stuhra główna rola w "Czerwonym Kapitanie" jest pierwszą tak znaczącą próbą podbicia serc zagranicznej publiczności. W słowacko-czesko-polskiej koprodukcji na podstawie bestsellerowej powieści Dominika Dana aktor dwoi się i troi, by sprostać wyzwaniu. Z walki wychodzi zwycięsko, ale sam film pozostawia niedosyt.

Dla Macieja Stuhra główna rola w "Czerwonym Kapitanie" jest pierwszą tak znaczącą próbą podbicia serc zagranicznej publiczności. W słowacko-czesko-polskiej koprodukcji na podstawie bestsellerowej powieści Dominika Dana aktor dwoi się i troi, by sprostać wyzwaniu. Z walki wychodzi zwycięsko, ale sam film pozostawia niedosyt.
Maciej Stuhr i Marián Geišberg w scenie z filmu "Czerwony Kapitan" /materiały dystrybutora

W "Czerwonym Kapitanie" Stuhr wciela się w detektywa słowackiej policji Richarda Krauza, który wraz z partnerem zajmuje się rozwiązywaniem podejrzanych kryminalnych zagadek. Jest rok 1992, tuż po upadku komunizmu. Na miejskim cmentarzu robotnicy natrafiają na trupa z licznymi śladami po torturach. Krauz stara się dowiedzieć, kto stoi za zabójstwem i dlaczego przed śmiercią morderca znęcał się nad ofiarą. 

Im dłużej trwa śledztwo, tym bardziej niepokojące fakty odkrywa detektyw. Zwykła sprawa wkrótce przeradza się w niebezpieczną grę, w którą, poza członkami Wydziału Zabójstw, zaplątani są: Kościół, byli przedstawiciele Urzędu Bezpieczeństwa, naczelnicy policji, burkliwa archiwistka (Zuzanna Kronerova) oraz tytułowy Czerwony Kapitan (Oldrich Kaiser) - wyjątkowo brutalny dręczyciel z czasów obalonej władzy.

Reklama

Po słowackiej i czeskiej premierze "Czerwonego Kapitana", blisko pół roku temu, zagraniczna prasa porównywała film do najlepszych skandynawskich kryminałów. Częściowo było to porównanie trafione. Produkcja w reżyserii Michala Kollara niewiele ma w sobie z hollywoodzkiego widowiska w stylu Jamesa Bonda: na pierwszy plan wysuwa się wątek polityczno-historyczny, akcja toczy się niespiesznie, emocjonujące pościgi są zaledwie dwa, o porządnej strzelaninie nie ma co wspominać.

Od początku widać, że, jak przystało na solidne europejskie kino gatunkowe, twórcom bardziej niż na efekciarstwie, zależy na zbudowaniu odpowiedniego nastroju. "Czerwony Kapitan" to rasowy kryminał ze skomplikowaną intrygą, garścią podejrzanych i charakternym śledczym. Szukanie porównań za Morzem Bałtyckim wydaje się jednak przesadą. Adaptacja książki Dana nie zbliża się poziomem do legendarnej trylogii Stiega Larssona czy powieści Jo Nesbo. Ma jednak swojego odpowiednika nieco bliżej, w Polsce - jest to "Ziarno prawdy" Borysa Lankosza.

Podobnie jak dzieło Lankosza zrealizowane na podstawie prozy Zygmunta Miłoszewskiego, kryminał Kollara bazuje na książce jednego z najpoczytniejszych słowackich pisarzy. Z chęci wiernego oddania ducha powieści bierze się dbałość o estetykę filmu. Sugestywna muzyka Petra Ostrouchova i znakomite zdjęcia Kacpra Fertacza ("Hardkor Disko") tworzą "klimat" od pierwszej do ostatniej sekundy i intensywnie manipulują naszymi emocjami. Dzięki szacunkowi do oryginału twórcom udaje się odtworzyć gęstą atmosferę rodem z najlepszych klasycznych filmów detektywistycznych.

Z "Ziarnem gniewu" łączy "Czerwonego kapitana" także trafny casting. Tak jak Robert Więckiewicz jako prokurator Szacki, Maciej Stuhr, mimo wyzwania jakim była praca w obcym języku, dobrze czuje się jako detektyw Krauz. Jeśli po tym występie spłyną do niego kolejne propozycje filmowe od naszych południowych sąsiadów, nie będzie to żadnym zaskoczeniem.

Niestety, z "Ziarnem gniewu" "Czerwony kapitan" dzieli również wady. Drętwa ekspozycja, wymuszone żarty, nagromadzenie bohaterów czy wyraźne skróty fabularne związane z koniecznością cięcia oryginalnych wątków, to tylko część problemów, z jakimi mierzy się reżyser.

Przede wszystkim rozczarowuje finał opowieści. Choć ostatnie 20 minut przepełnione jest sensacyjną akcją, której nie powstydziłby się żaden film o agencie 007, samo rozwiązanie zagadki gdzieś się rozmywa. Mimo że nikt nie powinien oczekiwać od Krauza, by wyjaśniał rezultaty swojego śledztwa jak detektyw Poirot, szkoda, że główny wątek nie wybrzmiewa do końca. 

Sam kontekst historyczny i ciekawa słowacka rzeczywistość, którą rzadko dane jest nam oglądać na dużym ekranie, nie są w stanie zapewnić szczególnie pamiętliwego seansu. "Czerwony Kapitan" to jednak porządna, angażująca rozrywka z wielką polityką w tle, która zapewni nam (jednorazowo) satysfakcjonujący wieczór. Miłośnicy "Ziarna prawdy" powinni być zadowoleni, dla fanów Macieja Stuhra to pozycja obowiązkowa, jedynie entuzjaści skandynawskich kryminałów mogą się poczuć nieco zawiedzeni.

6/10

Adrian Luzar

"Czerwony kapitan", reż. Michal Kollár, Słowacja, Polska, Czechy 2016, dystrybutor Kino Świat, premiera kinowa: 26 sierpnia 2016 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Czerwony Kapitan | Maciej Stuhr
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy