Reklama

"Czarnoksiężnik z Oz: Powrót Dorotki" [recenzja]: Animowana normalizacja

"Powrót Dorotki" marnuje queerowy potencjał oryginalnego "Czarnoksiężnika z Oz". Zaopatrzeni w serce, rozum i odwagę bohaterowie znani z filmu z 1939 roku, wpadli w schematy ról społecznych.

Animowany sequel klasyka Victora Fleminga ożywa w rytmie współczesności. Kolejne tornado niemal doszczętnie niszczy Kansas. Jednorodzinne domki nie nadają się do mieszkania, przyroda i świat nieożywiony zostają gruntownie przerzedzone. Dla bohaterów to czas na znalezienie nowego, stabilniejszego miejsca do życia. Jeśli odczytać ów kataklizm jako aluzję do huraganów, które nawiedzały w ostatnich latach Stany Zjednoczone, otrzymamy reagującą na rzeczywistość metaforę, która w zamyśle miała uspokoić rodziców i ukoić pociechy. Tę rolę film Willa Fina i Dana St. Pierre'a spełnia.

Reklama

Jednak twórcy dostrzegają w otaczającej ich rzeczywistości jedynie fizyczne problemy. Ignoruję zaś te, które dzieją się w sferze symbolu. Wszak w czasach, kiedy w USA zniesiono DOMA, ustawę zakazującą małżeństw homoseksualnych, kino familijne powinno żywiej i chętniej oswajać młodych widzów z tematyką inności. "Czarnoksiężnik z Oz" wydawał się w tym temacie lekturą obowiązkową, która uświadamiała, że bycie lwem wcale nie konotuje odwagi. Tymczasem w "Powrocie Dorotki" świat przedstawiony podlega nieznośnej normalizacji. Zakochują się w sobie piankowy żołnierz i porcelanowa księżniczka, a więc ona i on, lew chce w walce używać jedynie siły mięśni, a niezborna sowa-nielot staje się pełnoprawnym herosem dopiero wtedy, kiedy rozwinie skrzydła. Jedynymi queerowymi elementami pozostały tęcza, wstążka przewiązana wokół ogona lwa i nazwisko Dorotki.

Szkoda tym bardziej, że scenarzyści zafundowali bohaterom intrygujące rozwiązania fabularne. Czarnym charakterem jest tu błazen, taki a la Joker z Batmana, który sieja zło w lateksowym stroju, z uśmiechem na ustach, wyraźnie nie będąc w stanie wpisać się w rolę przepełnionego złem dyktatora. Dlaczego zwalczają go postaci do bólu zgodne z kanonem podobnych opowieści? Czyżby twórcy postawili sobie za cel unicestwienie subwersywnych skojarzeń, które budził oryginał? Osoby, które podpisały "Czarnoksiężnika z Oz", mocno by się tą kontynuacją zawiodły.

Pod kątem krzewionych wartości film leży na całej linii. Mimo to, przedstawiona w nim historia nie nuży, a momentami zdarza się nawet dowcip, który potrafi wywołać uśmiech. Zabawne są zwłaszcza te sceny, które jawnie obśmiewają stereotypy (otyły - łakomczuch, piękność - próżna, żołnierz - pantoflarz). Szkoda tylko, że zamiast nasłuchiwania trafionych w punkt żartów widzowie zasłaniają uszy. Dubbing przygotowano bowiem podług przedziwnej receptury - "fajnie, bo głośno". Oznacza to tyle, że rozmowy i śpiewy bohaterów są tak nieznośnie krzykliwie, że salę kinową można opuścić z migreną. Hałaśliwa Dorotka i jej kompani nie mają szans stać się symbolem sympatyków mniejszości ani tych, którzy w kinie cenią sobie nastrojowość.

5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Czarnoksiężnik z Oz: Powrót Dorotki" ("Legends of Oz: Dorothy's Return"), reż. Will Finn i Dan St. Pierre, USA 2013, dystrybucja: Kino Świat, premiera kinowa: 23 maja 2014 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy