Reklama

"Cristiada": Film święty i o świętych

Reżyserski debiut hollywoodzkiego speca od efektów specjalnych, Deana Wrighta, opowiada mało znany (acz niezwykle istotny) epizod w najnowszej historii Meksyku. Pod koniec lat 20. prezydent Calles, powołując się na konstytucję, wypowiada wojnę Kościołowi. W obronie wolności wyznania i demokracji przeciw nowemu prawu występuje kilkaset tysięcy ludzi, w tym wielu przyszłych świętych. Wybucha powstanie Cristiados... Całość zaleca się oglądać na klęczkach.

Wright wraz ze scenarzystą Michaelem Love przypomniał interesujący moment w historii Meksyku. I chwała im za to. Brakuje jednak tej opowieści zniuansowania, bo nawet jeśli mało który z widzów w Europie zna szczegółowo losy Meksyku, to i bez odpowiedniej wiedzy całość wydaje się boleśnie łopatologiczna.

Mimo krótkich momentów, gdy Wright nieśmiało wprowadza inne polityczne odcienie (negocjacje z Rzymem, wsparcie Amerykanów a meksykańska ropa, pozycja chłopów), i tak zwycięża martyrologia. Wszak wśród uczestniczących w powstaniu było 25 świętych kanonizowanych w 2000 r. przez Jana Pawła II. I losy kilkorga z nich mamy okazję prześledzić.

Reklama

Brak dystansu, niezwykle mocna katolicko-religijna perspektywa sprawia jednak, że całość ogląda się jak hagiografię, a nie historię żywych ludzi. Torturowany 13-letni chłopiec krzyczeć będzie hasło powstańców - Viva Cristo Rey! I z tymże hasłem na ustach (i na klęczkach) wyczołgamy się po ponad dwóch godzinach z kina.

Wrightowi zabrakło poczucia czasu, więc wiele scen dłuży się nieprzyzwoicie, wątki się namnażają, na czym tracą poszczególne postacie. Przede wszystkim najciekawsza - generała Velarde, ateisty, który postanawia dowodzić powstaniem w imię wolności i demokracji. Andy Garcia robi, co może, by ze swojego bohatera wycisnąć trochę życia i jako jeden z niewielu odnosi zwycięstwo. Dobrze wypada również Oscar Isaac jako farmer-rewolwerowiec.

Trudno odmówić Wrightowi reżyserskiego rozmachu. Wraz z operatorem Eduardo Martinezem Solaresem wykorzystuje piękne przestrzenie Meksyku, niektóre sceny wypadają wręcz malarsko. Częściej jednak całość trąci myszką, jakby Wright naoglądał się za dużo filmów z lat 50. i 60. o prześladowaniu chrześcijan.Tylko tunik, sandałów, areny i lwów brakuje.

Ma być wzniośle i podniośle, o czym co chwila przypominają nam zwolnione zdjęcia, retrospekcje i przede wszystkim patetyczna muzyka, podbijająca wzruszenie widza instrumentami smyczkowymi. A wszystko tonie wręcz w religijnym uniesieniu, co z początku wzbudza szacunek, potem irytację, a ostatecznie zaczynamy się zastanawiać, czy wszystko było aż tak czarno-białe i jednostronne. W tym kontekście jeszcze istotniejsza wydaje się postać Velarde, bo powstanie Cristiados staje się walką o wolność przeciwko dyktaturze, a to dzisiaj jednak o wiele łatwiej zrozumieć. Jakkolwiek to okrutnie nie zabrzmi.

3/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Cristiada" ("For Greater Glory: The True Story of Cristiada"), reż. Dean Wright, Meksyk 2012, dystrybutor: FT Films, premiera kinowa 5 kwietnia 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: święty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy