​"Ci, którzy życzą mi śmierci": Zbędna Angelina Jolie [recenzja]

Mimo że gra główną bohaterkę, postać Angeliny Jolie jest najbardziej zbędną w filmie "Ci, którzy życzą mi śmierci" /Capital Pictures /Agencja FORUM

Taylor Sheridan, który dał się poznać jako aktor serialowy, szybko okazał się jednym z najciekawszych współczesnych amerykańskich scenarzystów. Zaintrygował widzów i krytyków dzięki "Sicario" Denisa Villeneuve'a, a niedługo później zachwycił wybitnym "Aż do piekła" Davida Mackenziego. Po uznaniu jego możliwości scenariopisarskich przyszła pora na debiut reżyserski. "Wind River. Na przeklętej ziemi" łączył w sobie bezkompromisowość i silną kobiecą bohaterkę "Sicario" ze społecznym zacięciem "Aż do piekła". Jednocześnie widać było, że ten diament potrzebuje jeszcze oszlifowania. Jego drugi samodzielny film - "Ci, którzy życzą mi śmierci" - nie jest arcydziełem, które, mam nadzieję, kiedyś otrzymamy od tego twórcy. To "tylko" dobrze zrealizowany sensacyjniak.

Paradoksalnie problemem filmu okazuje się nie reżyseria, a narracja i rozłożenie fabularnych akcentów. Zaczyna się obiecująco. Równolegle poznajemy głównych bohaterów: Hannah (Angelina Jolie) - strażaczkę z Montany, która rozpamiętuje swój tragiczny błąd z przeszłości, oraz Connora (Finn Little) - nastolatka, który wraz z ojcem staje się celem dwójki zabójców. Jasne jest, że wkrótce kobieta odpokutuje swoje błędy, chroniąc chłopca przed czyhającymi na jego życie przestępcami.

Tyle że zanim ta dwójka się spotka, minie stanowczo za dużo czasu. Sheridan przybliża widzom sylwetki kolejnych bohaterów: Finna i jego ojca, ścigających ich Jacka (Aidan Gillen) i Patricka (Nicholas Hoult) oraz Ethana (Jon Bernthal), lokalnego szeryfa, byłego chłopaka Hannah i zarazem wujka chłopca. Protagonistka szybko okazuje się najmniej ciekawą ze wszystkich postaci dramatu. Gillen i Hoult świetnie znajdują się w rolach bezwzględnych zabójców, którym sprawy wymykają się spod kontroli. Bernthal ponownie sprawdza się jako porządny gość o wielkim sercu i twarzy zabijaki. Z kolei Finnowi i jego rodzicielowi trudno nie kibicować. Wszyscy zostają opatrzeni prostymi profilami psychologicznymi, a jednak działają - postać Hannah, niestety, nie broni się. Nie wywiązuje się ona także z funkcji protagonistki. Pierwsze dwa punkty zwrotne nawet jej nie dotyczą.

Reklama

Gdy w końcu dochodzi do przymusowego sojuszu, zaczynają mnożyć się głupotki fabularne. Sheridanowi udaje się jednak ograć większość z nich (niechlubnym wyjątkiem byłaby scena ucieczki przed piorunami). Od samego początku bardzo dobrze buduje napięcie. Wie, kiedy podkręcić atmosferę, a kiedy rozluźnić ją wulgarnym dowcipem. Wszystko rozbija się jednak o postać Hannah - niby główną bohaterkę, a tak naprawdę najbardziej zbędną osobę w całej fabule. Serio, już lepiej wypadłaby Allison (Medina Senghore), ciężarna żona Ethana (która w dosadny sposób pokazuje, że nie grozi się jej rodzinie). Czy to wina Jolie? Aktorka dostała rolę z jakby zupełnie innego filmu. Przez to, że postać Hannah jest tak względna, historia rozłazi się, a tempo czasem wyhamowuje.

Oczywiście w seansie nie pomógł także fakt, że od filmów Sheridana oczekuję nieco więcej. Tymczasem otrzymałem najsłabszą bohaterkę w jego karierze oraz w sumie przyjemny i trzymający w napięciu thriller, niesilący się na jakąkolwiek oryginalność. "Ci, którzy życzą mi śmierci" to rzecz, która bardzo dobrze prezentowałaby się w wieczornym pasmie akcyjniaków i na pewno usatysfakcjonuje wszystkich fanów kina sensacyjnego, mogących czasem przymknąć oko na fabularną głupotkę. Niemniej mam nadzieję, że film ten był dla reżysera rozgrzewką przed kolejnym projektem, w którym przypomni wszystkim o swoim talencie.

6/10

"Ci, którzy życzą mi śmierci" (Those Who Wish Me Dead), reż. Taylor Sheridan, USA 2021, dystrybucja: Warner Bros., premiera kinowa: 18 czerwca 2021 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ci którzy życzą mi śmierci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama