Reklama

"Borgman" [recenzja]: Naprawdę zabawne gierki

Nie otwieraj, gdy nieznajomy puka do drzwi. Klasyczne ostrzeżenie rodziców dawane swoim pociechom, jak nigdy sprawdza się w nominowanym w zeszłym roku do Złotej Palmy "Borgmanie".

Tajemniczy włóczęga, który w pierwszej scenie ucieka ze swojej leśnej nory przed m.in. uzbrojonym księdzem, puka do drzwi pewnego bogatego małżeństwa. Prosi o możliwość kąpieli. Tak rozpoczyna się "danse macabre", któremu przewodzi tytułowy Borgman.

Porównanie do "Funny Games" Michaela Hanekego nasuwa się samo, ale oba filmy wiele różni. Łączy jedynie punkt wyjścia - ingerencja obcego człowieka w pozornie idylliczne życie rodzinne i psychologiczna gra, która zaczyna się między bohaterami. Film holenderskiego reżysera Alexa van Warmerdama celuje raczej w zabawną makabreskę z surrealistycznymi elementami, może nawet i w próbę (jednak nieudaną) komentarza społecznego.

Reklama

Siłą "Borgmana" jest na pewno czarny humor. Otwierająca film scena intryguje i tak zresztą jest do końca. Wątpliwości przychodzą później. Van Warmerdam każdy element swojej historii pozostawia niedopowiedziany. Nie wiemy, kim jest główny bohater i jego towarzysze. Czy potrafią zmieniać się w zwierzęta, a może to tylko wizje głównej bohaterki? W jaki sposób Borgman potrafi ingerować w ludzkie sny? Jaki cel mu przyświeca? Nie wiemy zbyt wiele o bogatym małżeństwie i ich dzieciach. On jest pracownikiem wielkiej korporacji, ona artystką, do tego duńska niania i trójka małych dzieci. Oprawę stanowi stojący na uboczu bogatej dzielnicy imponujący dom, z równie imponującym ogrodem.

"Borgman" to nie satyra czy krytyka wymierzona w bogatą klasę średnią, która zatraca się we własnym dobrobycie. Nawet jeśli, to raczej nieudana, a stwierdzenia bohaterów, że "nie są winni temu, że urodzili się w bogatym mieście i rodzinie", brzmią trochę naiwnie. Podobnie jak rasistowskie podteksty w scenie wyboru nowego ogrodnika. Krytyka holenderskiego społeczeństwa i polityki? Takie myślenie o filmie van Warmerdama może zaprowadzić w ślepą uliczkę.

Van Warmerdam, wcielający się w rolę jednego z kompanów Borgmana, zdaje się raczej bawić samą historią i jej poszczególnymi elementami. Metafizyczno-surrealistyczne wątki, makabreska i czarny humor splatają się w całość, którą miło śledzić, ale nie należy oczekiwać jasnego rozwiązania. Bawią z kolei rozwiązania w samej narracji - sposób pozbywania się zwłok czy wątek blondwłosej dziewczynki, córki Borgmanów.

Film z pewnością intryguje, ale sprawia niekiedy wrażenie spektaklu teatralnego z bohaterami-figurami, mającymi reprezentować określone cechy. W takim stylu grają poszczególni aktorzy. Jedynie Jan Bijvoet jako tytułowy Borgman nieustannie się przeistacza, przyjmując kolejne role włóczęgi, ogrodnika, osoby dysponującej ponadludzkimi zdolnościami.

"Borgman" zaczyna budzić wątpliwość po wyjściu z kina. Czy daliśmy się nabrać na historię wydmuszkę - efektowna acz pustą? A może czegoś nie dostrzegliśmy? Jest to tylko zabawna (o surrealistczno-makabrycznym zabarwieniu) opowieść dla samej opowieści, czy jest czymś więcej? Z pewnością jednak "Borgman" nie pozwala o sobie zapomnieć i zmusza do dalszej dyskusji. Nie dziwi więc entuzjastyczny odbiór, z jakim spotkał się w Cannes.

6,5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Borgman", reż. Alex van Warmerdam, Holandia 2013, dystrybutor: Film Point Group, premiera kinowa: 28 lutego 2014 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy