Reklama

"Bóg nie umarł": [recenzja]: Religijne kuriozum

Harold Cronk to specjalista od filmów chrześcijańskich. W jego najnowszej produkcji student mierzy się z samym Herkulesem, by udowodnić, że Bóg jednak nie umarł, żyje i ma się dobrze. Ostatecznie jest łopatologicznie, ideologicznie i koszmarnie sztampowo.

Z całym szacunkiem dla wszelkich religijnych uczuć, ale film Cronka to kuriozum. Szkoda, bo sam punkt wyjścia opowieści jest ciekawy. Zwłaszcza w czasach, gdy tak mocno ściera się radykalne spojrzenie na religię z postępującymi procesami ateizacji i laicyzacji zachodnich społeczeństw.

Młody student Josh (Shane Harper o oczach zdziwionego cielątka) zapisuje się na kurs filozofii do prof. Radissona (Kevin Sorbo vel. Herkules). Na pierwszym wykładzie profesor każe podpisać wszystkim oświadczenie, że Bóg umarł. Ma to rozwiać wszelkie wątpliwości przed kursem przedstawiającym filozofów-ateistów, jak Hume, Foucault, Nietzsche czy Camus.

Reklama

Josh odmawia podpisania deklaracji i "za karę" przez trzy kolejne wykłady ma się zmierzyć z profesorem w debacie i udowodnić istnienie Boga. Sędziami mają być inni studenci. Chłopak robi co może i bywa nawet ciekawie, gdy do tablicy wywołany zostaje choćby Stephen Hawking.

Ostatecznie jednak Cronk przykrawa wszystko do jednej ideologicznej sztampy. Josh nie udowodni niczego. Intelektualnie przegra z Radissonem, ale wygra oczywiście emocjonalnie. Na zasadzie, kto głośniej krzyczy, ten ma rację.

Fabuła i każdy bohater skrojony jest według określonych schematów i - co gorsza - stereotypów, obrażającymi inne religie (vide muzułmańska rodzina). Radisson jest zatwardziałym ateistą, bo w dzieciństwie Bóg zabrał mu chorą matkę. Wiadomo, każdy rodzi się wierzący, niektórzy tracą jedynie wiarę w obliczu nieszczęścia. Sorbo robi co może, ale i tak ma do odegrania demonicznego profesora stosującego mobbing wobec studenta. Boży palec sprawiedliwości w końcu go jednak dosięgnie.

Jest i Chińczyk, który nawraca się na chrześcijaństwo, podobnie jak muzułmańska dziewczyna. Do tego biedna wierząca "konkubina" profesora z cierpiącą na demencję matką. Wisienką na torcie jest postać zapracowanej, lewicowej blogerki, atakującej biednych wierzących. Dowiaduje się ostatecznie, że jest śmiertelnie chora na raka, na którego zresztą "nie ma czasu".

Z każdą sceną jest tylko lepiej. Cronk wchodzi w propagandową papkę, która może obrazić gust nawet wierzących, acz bardziej wymagających widzów. Choć na spotkania oazowe "Bóg nie umarł" nadaje się idealnie.

2/10

---------------------------------------------------------------------------------------


"Bóg nie umarł" (God's Not Dead), reż. Harold Cronk, USA 2014, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 6 marca 2015 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama