Reklama

"A żeby Ci moja krew w gardle stanęła"

"Kołysanka", reż. Juliusz Machulski, Polska, Monolith Films, 95', premiera kinowa: 12 lutego 2010

Juliusz Machulski to bez wątpienia jeden z najbardziej cenionych polskich reżyserów filmowych. To twórca oryginalny i ponadczasowy. Znaczna część jego produkcji już zyskała miano kultowych ("Seksmisja", "Vabank", "Vabank II, czyli riposta", "Kingsajz"), a i te nowsze również mile zaskakują widza.

Najnowszy film Machulskiego, "Kołysanka", to doskonały dowód na to, że twórca nie obawia się tego, przed czym kino europejskie dramatycznie się broni - kina gatunku. Machulski śmiało czerpie z wielkiego przemysłu filmowego Hollywood i ryzykuje pokazanie nam tego, co tam doskonale się sprawdza. Wampiry są obecnie tematem niezwykle "topowym", czego dowodzi popularność sagi "Zmierzch" i innych tym podobnych produkcji. Skoro więc tak dobrze przyjmuje się taka tematyka, dlaczego by nie stworzyć wampirów - Polaków?

Reklama

Rodzina Makarewiczów to właśnie taki przypadek - polska rodzina, żyjąca na jednej z mazurskich wsi, Odlotowo. Od pozostałych mieszkańców tego regionu różni ich tylko drobny szczegół - są wampirami. Utrzymują się z rzemiosła ludowego, tworząc figurki i pamiątki ludowe. Ich prawdziwe zajęcie jest jednak inne - porywają mieszkańców w celach... konsumpcyjnych.

Najciekawszym efektem, jaki - moim zdaniem - udało się Machulskiemu osiągnąć, jest uczynienie z krwiożerczej rodziny naprawdę sympatycznych bohaterów. Widz zakochuje się w nich od pierwszego wejrzenia, szczególnie w Michale Makarewiczu (genialny jak zawsze Robert Więckiewicz). Na pochwałę zasługuje jednak cała obsada: Ewa Ziętek (pani Kasia z opieki społecznej), Michał Zieliński (ksiądz) i Antoni Pawlicki (ministrant). Każda z uwięzionych w piwnicy osób jest inna i inaczej na całą sytuację reaguje. Jedni godzą się ze swoim losem, inni walczą do ostatniej kropli krwi.

Tworząc "Kołysankę" Machulski postawił na humor sytuacyjny. Śmiejemy się z tego, jak bohaterowie wyglądają, jak się zachowują. Trudno powstrzymać śmiech, kiedy Robert Więckiewicz karmi swojego filmowego synka, przykładając go... do nogi uwięzionego księdza. Komizm słowny jest raczej na drugim planie, ale również wywołuje salwy śmiechu na sali.

Profesjonalizm reżysera widać także w samej realizacji obrazu. Mazurskie krainy są pięknie skadrowane - to zasługa Arakdiusza Tomiaka ("Kariera Nikosia Dyzmy", "Palimpsest"), muzyka Michała Lorenca ("Wino truskawkowe", "Cztery noce z Anną") jest porywająca, a kostiumy Ewy Machulskiej robią ogromne wrażenie - zwłaszcza podczas przemiany Makarewiczów.

Juliusz Machulski po raz kolejny udowodnił, że jest twórcą nie dającym się zaszufladkować w jednej konwencji. Po wyjściu z kina dobry humor przepełniał mnie nie tylko dlatego, że świetnie się bawiłem, przez ponad półtorej godziny oglądając zmagania mazurskich mieszkańców z żądnymi krwi Makarewiczami, ale przede wszystkim dlatego, że z dumą mogłem powiedzieć do siebie: "obejrzałem świetny, polski film".

Paweł Budziński

10/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: krew
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy