Reklama

"Wywiad ze Słońcem Narodu" [recenzja]: Dyktator 2 i 1/2

Specjalnością reżyserskiego duetu Seth Rogen-Evan Goldberg jest balansowanie na granicy między prawdą a zgrywą. W "To już jest koniec" wcielający się w samych siebie komicy stawiają czoła armii demonów, a w "Wywiadzie ze Słońcem Narodu" Amerykanie dokonują zamachu na Kim Dzong Una, obecnego przywódcę Korei Północnej.

"Wywiad ze Słońcem Narodu" przeszedł do historii jeszcze przed swoją premierą. Decyzja o wstrzymaniu dystrybucji filmu, którą wytwórnia Sony Pictures podjęła w obliczu groźby ataków terrorystycznych na kina, wywołała dyskusję na temat wolności słowa i odwagi cywilnej.

Zasady dramaturgii podpowiadają, że odpowiedzialne za takie zamieszanie dzieło powinno być w najgorszym razie wybitne. Że pod postacią "Wywiadu ze Słońcem Narodu" powinien objawić się mesjasz, który został ukrzyżowany za to, że pokazał światu, jak pluć w twarz tyranom. Niestety, atrakcyjna plakietka dzieła zakazanego zdobi w tym wypadku niezbyt udaną komedyjkę.

Reklama

W ciągu 112 minut trwania filmu odważny pomysł wyjściowy zostaje rozwodniony i roztrwoniony. Scenariusz Dana Sterlinga otwierają najbardziej ograne klisze amerykańskiej komedii: bromance i opowieść o dojrzewaniu. Parą przyjaciół są tu Dave (James Franco) i Aaron (Seth Rogen), współtworzący popularny talk show, z których ten drugi chce przerzucić się z tematyki plotkarskiej na sprawy o większej wadze. Dodatkowy impuls stanowi dla niego informacja, że Kim Dzong Un (Randall Park) jest fanem programu jego i Dave'a - wywiad z politykiem ma być dla partnerów nowym początkiem.

Kiedy CIA zleca bohaterom dokonanie zamachu stanu, film skręca w stronę rutynowej parodia kina szpiegowskiego: wykrzykiwania przez krótkofalówki idiotycznych haseł, ukrywania broni w odbycie i strzelanin, które zainscenizowano jak slapstickowe gagi.

Wszystko to, co mogło dodać filmowi rumieńców lub głębi, okazuje się niewypałem. Anemicznie wypadają Rogen i Franco - ten pierwszy z wyraźnym znudzeniem odgrywa typową dla siebie rolę rubasznego grubaska, a ten drugi szarżuje ponad miarę, przez co nie można poczuć do niego nawet odrobiny sympatii. Płaska jest satyra na Koreę Północną - widzimy tu tylko kompleks pałacowy, gdzie śpiewa się anty-amerykańskie piosenki i święcie wierzy w to, że przywódca wolny jest od przyziemnej potrzeby defekacji. Sam Kim Dzong Un zostaje sportretowany bez większej inwencji - jako rozkapryszony bachor, który na zmianę miota się we władczym szale i urządza prywatne bachanalia. Jak wiedzą wszyscy gimnazjaliści, sceny dzikich imprez są ozdobą każdego filmu.

"Wywiad ze Słońcem Narodu" ostatecznie pogrąża zestawienie go z podejmującymi podobne tematy klasykami. Z jednej strony jest to "Dyktator" Chaplina - komedia, która stanowi przykład inteligentnej publicystyki. Z drugiej strony stoją "Bękarty wojny" Tarantino - krwawa fantazja, która posiada potężną katartyczną moc. Nie ma w "Wywiadzie ze Słońcem Narodu" ani publicystyki, ani katharsis, jest za to kilka prztyczków, a przede wszystkim mnóstwo gówniarstwa i pozerstwa. Film Rogena i Goldberga przypomina wizerunek fiuta, który ktoś narysował na szkolnej ławce i który skłonił nadgorliwego dyrektora do wezwania policji.

4/10

---------------------------------------------------------------------------------------


"Wywiad ze Słońcem Narodu" (The Interview), reż. Seth Rogen i Evan Goldberg, USA 2014.

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy