Reklama

"Wysocki": Pomnik ku czci [recenzja]

Wysocki to w Rosji człowiek-legenda. W Polsce zresztą też nie jest postacią anonimową. Bard, poeta, aktor o tragicznej biografii naznaczonej alkoholizmem i uzależnieniem od narkotyków oraz przedwczesną śmiercią w 1980 roku.

W pierwszym filmie fabularnym poświęconym Wysockiemu, Piotr Buslov ukazuje dramatyczne wydarzenia na rok przed śmiercią Wysockiego, gdy artysta przeżył śmierć kliniczną w czasie trasy koncertowej w Uzbekistanie.

Ciekawe, że do tej pory nie powstał żaden film fabularny, który opowiadałby o życiu Władimira Wysockiego, mimo jego ogromnej popularności. A może właśnie z powodu tej popularności. Wysocki to figura pomnikowa, legenda. Paradoksalnie okazało się, że łatwiej realizować dokumenty niż podjąć się fabularyzacji życia rosyjskiego aktora.

Reklama

Losy tego filmu były dość zawiłe, ze zmienianym po drodze reżyserem (właśnie na Buslova) i scenarzystą. Pierwotnie zaplanowany "Czarny człowiek" Igora Woloszyna miał skupić się na uzależnieniu Wysockiego i jego powolnej autodestrukcji. Mało odpowiednia laurka z okazji 30 rocznicy śmierci w 2010 r. W efekcie dostajemy film zrealizowany sprawnie i poprawnie, wysokobudżetowy, co widać w komputerowych (i nie tylko) atrakcjach mających przywrócić koniec lat 70. w Związku Radzieckim.

"Wysocki" stanowi tak naprawdę filmową maszynę czasu. Mamy bowiem uwierzyć, że na ekranie naprawdę oglądamy legendarnego barda. Nie chodzi już tylko o perfekcyjne odtworzenie realiów, komputerowo podrasowany mercedes Wysockiego z zabójczą prędkością przemierzający komputerowo podrasowane krajobrazy Moskwy. Przez jakiś czas nawet utrzymywano w tajemnicy nazwisko aktora wcielającego się w tytułową rolę, a w czołówce widniało nazwisko Wysockiego! Sergiej Bezrukov, który w swojej karierze zdążył już zagrać Puszkina, występuje w silikonowej masce, a ponoć i tak zaangażowano dodatkowo technikę komputerową, by stworzyć totalne podobieństwo do Wysockiego. Aktor jest dubbingowany przez syna barda - Nikitę Wysockiego, który ponoć ma głos bardzo podobny do ojca. Sam Bezrukov pojawia się też przez sekundę bez charakteryzacji w epizodycznej rólce w teatrze, jako kolega z pracy Wysockiego.

Film Buslova to świetnie zrealizowana wydmuszka, która pokazuje kolejne ładne obrazki, utrzymuje odpowiednie tempo historii, podbija napięcie i wzruszenie tam, gdzie to potrzebne, ale nie dyskutuje z legendą. To filmowy pomnik, który nawet nieźle się ogląda, ale brakuje w tym wszystkim... Wysockiego. W przenośni i dosłownie, bo wbrew pozorom twórcy w minimalnym stopniu wykorzystali jego (w większości autobiograficzne) pieśni.

Jest ładna oprawa, ale trudno uwierzyć w przewijające się na ekranie marionetki. Zapaść Wysockiego w czasie pobytu w Uzbekistanie wywołana była m.in. głodem heroinowym. W tym czasie mieszka z 19-letnią studentką, jednocześnie stara się odwiedzić "ukochaną" żonę, Marinę Vlady w Paryżu. Po piętach depcze mu KGB, które chętnie skompromitowałoby Wysockiego. Punkt kulminacyjny osobistego dramatu artysty. Wszystko to jest jednak gdzieś w tle, lecz nie nadaje tonu całości, nie oddaje poczucia zaszczucia, zdrowotnego i psychicznego wyniszczenia barda i jego cierpienia. Za to jest ładne mieszkanie, nowy mercedes i nowoczesna Moskwa. Film-pomnik o Wysockim to przede wszystkim sentymentalny powrót do radzieckiej przeszłości.

4,5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Wysocki" ("Vysotskiy. Spasibo, chto zhivoy"), reż. Pyotr Buslov, Rosja 2011, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 13 grudnia 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy