"Villads" [recenzja]: Prawie jak Mikołajek

Tytułowy bohater filmu "Villads" /materiały prasowe

Historia Villadsa prawdopodobnie spodoba się większości dzieci, ale dorośli, którzy wybiorą się z nimi na ten film, nie będą zachwyceni.

Kino familijne to wbrew pozorom trudny gatunek filmowy. W Polsce najlepsze obrazy z tego nurtu mamy już za sobą: "Podróż za jeden uśmiech", "Akademia Pana Kleksa", "Karino" czy "W pustyni i w puszczy". Współcześnie, mimo prób, jeszcze nie powstało dzieło godne bystrych dzieciaków epoki multimedialnej. Zagraniczni twórcy filmowi też próbują przyciągnąć do kina młodych kinomanów, ale nie jest łatwo. Czasy "Niekończącej się opowieści", "E.T." i "Lessie wróć" niepowrotnie minęły. Dzisiaj trzeba wybierać między ekranizacjami losów kolejnych superbohaterów z kreskówek a zrobionymi na kolanie opowieściami, które trącą myszką.

"Villads" to opowieść o 6-latku, który ma bujną wyobraźnię i kiedy tylko może ubogaca nią zwykły, szary świat. Jest to dla niego źródłem wielu kłopotów, ale i wielu przyjemności. Chłopiec właśnie wybiera się do szkoły, z czym wiąże się stres, ale i ciekawość: jak to będzie? Czy tak jak mówi starsza siostra, która wiecznie na szkołę narzeka, a może tak jak wspominają rodzice - zupełnie inaczej.

Reklama

Poznajemy Villadsa jak psoci i co rusz ktoś go woła: nie rób tego!, nie rób tamtego! 6-letni urwis swoją bujną wyobraźnią przysparza rodzinie zmartwień - jak np. wtedy, gdy wyobraża sobie, że umie latać i staje na parapecie. W szkole czekają na krnąbrnego chłopca nowe reguły gry, ale i nowe pokusy, mnóstwo rzeczy do zbadania. Czy pierwsza klasa może być fajna i ciekawa? I dlaczego dorośli przerywają zabawę w najlepszym momencie?

"Villads" to bardzo poprawne kino. Nie można przyczepić się do warstwy technicznej (zwłaszcza podobały mi się momenty wyobrażeń, gdy film przypominał odrobinę "Akademię Pana Kleksa" i zaczarowany świat bajek), ale jeśli chodzi o fabułę, to ta pozostawia wiele do życzenia. Niektóre sceny są bowiem jak wyjęte z książki lub poradnika, a nie z prawdziwego życia. Jeśli już uczyć dzieci zachowania, to z zachowaniem realiów. Głównie z tego powodu nie poszłabym z moim synem do kina na ten film, bo pokazuje lekko zafałszowany świat, w którym rodzic nie denerwuje się na dziecko, które wybrudziło pokój w kupie swojej młodszej siostry, a tylko uśmiecha się z przekąsem. Świat Villadsa z Valby jest trochę zbyt piękny, a rodzice zbyt poprawni, co nie zmienia faktu, że gdy potrzeba, w życiu 6-letniego chłopca robi się naprawdę gorąco.

Przeciętne kino, które niczym nie zaskakuje. Nie polecam, ani nie odradzam, bo najmniejszym dzieciom może się spodobać, ale "Przygody Mikołajka" pozostają niedoścignionym wzorem.

4/10

"Villads", reż. Frederik Meldal Norgaard, Dania 2015, dystrybutor:  Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa 13 października 2017 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy