Reklama

"Trener bardzo osobisty": Nic osobistego

O ulotności sławy najszybciej przekonują się modele i sportowcy. Choć główny bohater filmu "Trener bardzo osobisty", George (Gerard Butler), należy do tych drugich, zainteresowanie, jakie budzi u płci przeciwnej samym swoim "byciem", wskazywać mogłoby na to, że z powodzeniem mógłby reklamować najnowszą kolekcję Abercrombie & Fitch. Niestety emocje, jakie mężczyzna wywołuje u ekranowych bohaterek, nie idą w parze z tymi, które odczuwa widz na kinowej sali.

Jako zawodowy piłkarz George nie do końca potrafi pogodzić się z tym, że jego kariera dobiegła już końca. Szukając w życiu jakiegoś punktu oparcia, chce widzieć go w rodzinie. Próbuje więc poprawić stosunki z synem (Noah Lomax) i byłą żoną, Stacie (Jessica Biel). Aby się do nich zbliżyć przyjmuje posadę trenera drużyny piłkarskiej, w której gra pierworodny. Zgodnie z wymogami schematycznego do bólu scenariusza, na drodze ku zjednoczeniu tej rodziny staje kilka przeciwności losu.

Przeszkoda główna: żona jest zaręczona z innym - jednak patrząc na uderzający brak chemii między kobietą, a jej aktualnym partnerem, trudno choćby przez chwilę pomyśleć o tym związku poważnie (chociaż, szczerze mówiąc, duet Butler - Biel prezentuje się tylko niewiele bardziej przekonująco). Kolejnym problemem jest niefrasobliwość George'a, który zamiast kopać z synem piłkę, jak przystało na dobrego ojca, pakuje się w przeróżne afery, co utrudnia akceptację jego osoby ze strony Stacie (ta jest wzorem dojrzałości i przezorności, o czym świadczą jej garsonki, jasne spodnie, gładkie włosy i ciągłe planowanie ślubu). Wreszcie zdolność George'a do przyciągania płci pięknej sprawia, że biedakowi ciągle wskakuje do łóżka jakaś kobieta. Najczęściej reprezentantka pań "z pierwszej ligi".

Reklama

Na nurtujące pytania, czy George poradzi sobie z tym wszystkim, dorośnie, zdobędzie zaufanie syna i odzyska żonę, nie można udzielić błędnej odpowiedzi. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że to, co przydarza się bohaterom po drodze, zionie nudą, wieje emocjonalnym chłodem i zachęca raczej do dłubania w zębach, niż angażowania w tę historyjkę.

Dialogi wytarte bardziej od rękawic graczy, żarty śmieszne jak uderzenie kijem basebollowym i przypadkowo powrzucane do scenariusza epizody, które nijak się kupy nie trzymają, sprawiają że prędzej można oddać się rozmyślaniu o tym, kim jest para siedząca w rzędzie przed nami. Aktorzy miotają się, próbując coś ze swoich postaci wykrzesać, ale i tak trudno uwierzyć w to, że chemia pomiędzy George'em a Stacie zabarwiłaby jakikolwiek lakmus.

Twórcy filmu chyba nie do końca mogli się zdecydować na gatunek, do którego chcieliby swoje "dzieło" przypisać. Jak na film sportowy - zdecydowanie za mało tu sportu, jak na kino familijne - za dużo prób bycia niegrzecznym, a jak na komedię romantyczną - brakuje miłości. "Trener bardzo osobisty" kłamie już w tytule. Nie dość, że nie pokazuje nam ani nic nowego, ani nic ciekawego, to na dodatek nawet nic osobistego.

3/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Trener bardzo osobisty" ("Playing For Keeps"), reż. Gabriele Muccino, USA 2012, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa 8 marca 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy