"The Circle. Krąg" [recenzja]: Transparencja i totalitaryzm

Emma Watson w filmie "The Circle. Krąg" /materiały dystrybutora

"Krąg" przypomina długi odcinek serialu "Czarne lustro". Ta zrealizowana przez Jamesa Ponsoldta adaptacja powieści Dave'a Eggersa jest techno-thrillerem, który zabiera widzów do niedalekiej przyszłości, będącej tylko trochę podrasowaną wersją dnia dzisiejszego.

Tytułowy Krąg jest korporacją, którą kieruje Eamon Bailey (Tom Hanks), wzorowany na Stevie Jobsie guru cyfrowej ery, łączący charyzmę showmana z dobrodusznością księdza. Najnowszym produktem Kręgu jest miniaturowa kamera SeeChange, zdolna transmitować na żywo obraz z dowolnego miejsca na Ziemi. Bailey twierdzi, że jej powszechne użycie zagwarantuje światu zbawienną transparentność: umożliwi błyskawiczne niesienie pomocy i swobodną wymianę doświadczeń. Jego utopia jest jednak tak naprawdę globalnym Domem Wielkiego Brata, kolejnym wcieleniem totalitaryzmu.

Reklama

Krąg poznajemy razem z młodą Mae (Emma Watson), świeżo upieczoną pracownicą, dla której etat w tak wielkiej i szanowanej firmie stanowi coś - jak sama do znudzenia powtarza - nieprawdopodobnie ekscytującego. Zabawnym pomysłem jest obsadzenie w jej roli tej samej aktorki, która przedtem grała Hermionę w serii o Harry'em Potterze: niegdyś będąca prymuską w szkole dla czarodziejów, teraz jest wzorowym korpoludkiem. Mae z czasem staje się fanatyczną wyznawczynią idei Baileya i postanawia jako pierwsza osoba w historii prowadzić życie pod czujnym spojrzeniem kamery SeeChange. Cześć i chwała pionierom!

Forma filmu stara się odzwierciedlać korporacyjno-zdigitalizowany świat, w jakim przez większość czasu egzystuje Mae. Kadry są czyste i jasne, kamera porusza się płynnie i energicznie, w tle gra elektroniczna muzyka, która niesie ze sobą aurę postępu, skupienia i entuzjazmu. W powietrzu wykwitają neonowe komentarze internautów, a rzeczywistość ulega zwielokrotnieniu na licznych ekranach.

Nie są to bynajmniej oryginalne chwyty - wszystkie pochodzą z wypracowanego przez innych twórców arsenału służącego do opowiadania o współczesności - ale Ponsoldt używa ich na rzadko spotykaną skalę. "Krąg" jest z premedytacją sztuczny i odpychający. Seansowi zdaje się towarzyszyć zapach nagrzanego plastiku.

Przez pewien czas "Krąg" wygląda na dobry, być może nawet świetny film, ale niestety wraz z rozwojem akcji coraz bardziej karleje, zmienia się w dość miałką przypowiastkę. Główny konflikt rozgrywa się tutaj pomiędzy ambitną i postępową protagonistką a jej przyjacielem Mercerem (Ellar Coltrane, dorosły już chłopiec z "Boyhood"), prostaczkiem trzymającym się z daleka od elektronicznego zgiełku; ta nachalna symetria staje się źródłem melodramatycznego kiczu. Ponadto puenta jest zabójczo banalna w swojej przewrotności. Jest w tym coś ironicznego, że film o zagrożeniach transparentności kończy się w najbardziej spodziewany sposób.

5/10

"The Circle. Krąg" ("The Circle"), reż. James Ponsoldt, USA 2017, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 19 maja 2017 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Circle. Krąg
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy