"Stado" [recenzja]: W grupie siła

"Stado" to jedna z lepszych szwedzkich produkcji ostatnich lat /Vivarto /materiały dystrybutora

Film Beaty Gårdeler inspirowany prawdziwymi zdarzeniami, jakie miały miejsce w 2009 roku w miejscowości Bjästa, wzbudził w Szwecji spore dyskusje. Solidnie zrealizowany, bardzo dobrze zagrany przez w większości młodych aktorów, często dopiero debiutujących, to jedna z ciekawszych filmowych propozycji ze Skandynawii ostatnich lat.

W niewielkiej miejscowości w Norrlandzie, północnej części Szwecji (dla wielu Szwedów, podobnie jak Skåne na południu, to inny kraj, rządzący się swoimi prawami) 14-letnia Jennifer oskarża swojego kolegę z klasy o przemoc seksualną wobec niej. Nieoczekiwanie od dziewczyny odwracają się nie tylko jej koledzy, ale również dorośli. Nikt jej nie wierzy i zarówno ona, jak i jej rodzina spotyka się ze społecznym ostracyzmem, internetowym mobbingem, fizycznym i psychicznym prześladowaniem.

Po premierze Gårdeler została zaskarżona przez rodzinę, która jest pierwowzorem tej filmowej, że "Stado" nie zostało przez nich zaakceptowane, a przenoszenie ich historii na ekran filmowy jedynie rozdrapuje dopiero co zabliźnione rany.

Reklama

Rzeczywiście, specyficzna dla północnej części Szwecji społeczność nie jest w filmie ukazana w pozytywnym świetle. Jest szaro, ponuro, słońca brak, poszczególne rodziny mieszkają w gospodarstwach oddalonych od siebie, a społeczność łączy przede wszystkim kościół, szkoła, jedno miejsce pracy (lokalna rzeźnia) oraz polowania. Wszyscy wiedzą o sobie wszystko, każdy zna każdego, a surowość warunków naturalnych przez wieki wykuła niepisane prawa współżycia w takich jak ta małych społecznościach.

Jennifer nie pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny, właściwie można uznać, że jej mama stanowi społeczny margines. To w połączeniu z byciem outsiderem, a przede wszystkim kobietą, sprawia, że jej postępowanie (zgłoszenie zajścia na policji, rozprawa sądowa) uznane zostaje za pogwałcenie znanych tutaj wszystkim praw. Stado swoje problemy załatwia między sobą. Tak właśnie czyni matka oskarżanego chłopca, zmuszając Jennifer, żeby się z nim pogodziła.

Klimatem "Stado" przypomina duńskie "Polowanie" sprzed kilku lat. Gårdeler umiejętnie buduje napięcie, również dzięki inteligentnemu wykorzystywaniu surowego krajobrazu. Dobrze prowadzi młodych aktorów przez niełatwe w gruncie rzeczy zadanie. Fantastyczna jest zwłaszcza Fatime Azemi w roli Jennifer - pełna napięcia, wyrażająca wiele za pomocą skromnych środków wyrazu.

"Stado" nie dopowiada wszystkiego, nie opowiada również wszystkiego, pozostawiając pole do popisu naszej wyobraźni i ocenie. To mocny film na trudny temat.

8/10

"Stado" [Flocken], reż. Beata Gårdeler, Szwecja 2015, dystrybutor: Vivarto, premiera kinowa: 17 marca 2017

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy