"Sługi wojny": Śledztwo w sprawie DNA [recenzja]

Piotr Stramowski w filmie "Sługi wojny" /materiały prasowe

Niezawodny patent na film sensacyjny to duet policjantów. Najlepiej policjant i policjantka, którzy wspólnie prowadzą śledztwo w sprawie kolejnych morderstw. Na pierwszy rzut oka zwykła seria zabójstw, ale gdzieś w tle gigantyczna afera - tym razem bioterroryzm - po polsku.

Mariusz Gawryś po raz kolejny mierzy się z historią kryminalną z Wrocławiem w tle. Trzy lata po "Sługach bożych" wraca z "Sługami wojny". Zamiast komisarza Warskiego mamy komisarza Samborskiego i zupełnie inną historię - żadnych punktów wspólnych.

Fabuła jest dość klarowna. Przynajmniej na początku. Najpierw morderstwo na zlecenie. Ginie jeden z czołowych lekarzy zajmujących się przeszczepem szpiku (Dariusz Jakubowski). Potem już trup ściele się gęsto. Sprawę przejmują "Sambor" (Piotr Stramowski) i Marta Zadara (Maria Kania). On jest twardym maczo, ona - młodą adeptką w policji. Każde kolejne ciało to nowe wątki w skomplikowanej intrydze. Fundacja zamordowanego lekarza okazuje się spółką, która jest powiązana z jednym z ministerstw i koniec końców zamieszana w handel "tajemniczym towarem". Część procederu jest legalna, bo oczywiście polskie prawo nie reaguje na zmiany związane z bioterroryzmem. Najczarniejszym charakterem jest oczywiście zagraniczny kontrahent Joop Holten (Michael Schiller), ale wyroki wykonuje bezwzględna mścicielka przebrana w kostium motocyklistki.

Reklama

Trudno udawać, że "Sługi wojny" to film trzymający w napięciu i wywołujący dreszcze emocji, jak na thriller przystało. Chyba nie udało się zainteresować kogokolwiek procederem handlu DNA żołnierzy i szerzej sprawą bioterroryzmu. Pierwszoplanowy duet policyjny działa jakoś wybitnie powoli. Ostrzejsze sceny seksualne też wypadają blado. Sęk tkwi w tym, że wszyscy bohaterowie są koszmarnie przeźroczyści i stereotypowi. Poruszają się jak roboty w szarej przestrzeni miasta i co jakiś czas rzucają przekleństwem albo kiepskim żartem. Epizod z homoseksualistą z pieskiem zaraz na początku filmu jest po prostu żenujący.

Na to wszystko można byłoby przymknąć oko, gdyby nie fakt, że mniej więcej od połowy filmu każdy kolejny epizod został dosztukowany tylko po to, aby za wszelką cenę utrzymać widza. Fragment "działkowy" z wojskowym Doleckim (Paweł Królikowski) może tylko i wyłącznie wywołać śmiech. Jeśli ktokolwiek myśli, że film o polskich policjantach można zrobić bez sceny picia alkoholu na łonie natury, jest w błędzie.

Chyba najgorzej wypadają dialogi. Czasem można odnieść wrażenie, że być może byłoby o wiele lepiej, gdyby bohaterowie po prostu ze sobą nie rozmawiali - gdyby wszystko odbywało się w ciszy.

4/10

"Sługi wojny", reż. Mariusz Gawryś, Polska 2019, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 23 sierpnia 2019 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sługi wojny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy