"Slow West" [recenzja]: Cierpienia młodego kowboja

Kadr z filmu "Slow West" /materiały prasowe

Western, kiedyś jeden z najpopularniejszych gatunków filmowych, dziś zdaje się być powoli zapominanym. Poza pojedynczymi wyjątkami, jest on nieobecny w głównym obiegu. Ostatnie najgłośniejsze tytuły, między innymi "Bez przebaczenia" Clinta Eastwooda, powstały ponad dwie dekady temu i stanowiły głównie polemikę z gatunkiem. Jak więc dziś opowiedzieć western? Na to pytanie znalazł odpowiedź John Maclean w swym pełnometrażowym debiucie, udowadniając jednocześnie, że na wyolbrzymienia i prześmiewczość nigdy nie jest za późno.

Głównym bohaterem "Slow West" jest Jay (Kodi Smit-McPhee), szkocki młodzieniec, który na Zachód trafił w poszukiwaniu Rose (Caren Pistorius), swej jedynej prawdziwej miłości. Jego przewodnikiem po brutalnej krainie bezprawia zostaje małomówny rewolwerowiec Silas (Michael Fassbender).

Ich wspólnej wędrówce towarzyszyć będą kolejne spotkania z coraz bardziej oryginalnymi i niekoniecznie przyjaźnie nastawionymi osobistościami, wśród których prym wieść będzie łowca nagród Payne (Ben Mendelshon).

Obaj podróżnicy kontrastują ze sobą w każdym możliwy sposób. Jay to romantyk z wypisanym na twarzy Weltschmerzem, który Dziki Zachód zna jedynie z książek. Jak nietrudno przewidzieć, zestawienie jego wizji życia na prerii z rzeczywistością jest co najmniej brutalne. Silas z kolei stanowi kontynuację bohaterów granych przez Clinta Eastwooda w "trylogii dolara" Sergia Leone. Posępny, z pozoru kierujący się jedynie chęcią zarobku, w rzeczywistości kierujący się jasno określonym kodeksem zasad moralnych.

Reklama

Podróż nowicjusza z doświadczonym kompanem to koncept wielokrotnie powtarzany, także w westernie - wystarczy przypomnieć "Prawdziwe męstwo" braci Coen sprzed kilku lat. Na szczęście Maclean zdaje się nie mieć ambicji redefiniowania gatunku. Jego film to pomysłowe połączenie pastiszu i hołdu dla westernu. Nie boi się on także zmieniać tonacji czy tempa opowiadanej historii. Po sennych wspomnieniach wspólnych chwil Jay'a i Rose w Szkocji następują sceny groteskowe, a wszystko okazuje się prowadzić do doprawionej czarnym humorem kulminacji.

Umiejętnie poskładany przez Macleana gatunkowy kolaż budzi jak największe uznanie. "Slow West" okazuje się być jednocześnie kinem drogi, komedią w stylu braci Coen, dosadnym antywesternem i wzruszającym romansem. Dla doświadczonego reżysera byłby to nie lada wyczyn. Dla Macleana był to bardzo udany debiut, zmuszający do wyczekiwania z niecierpliwością jego następnego filmu.

8/10

"Slow West", reż. John Maclean, Nowa Zelandia, Wielka Brytania 2015, dystrybutor, premiera kinowa: 20 listopada 2015 roku.

Jakub Izdebski


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Slow West
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy