Reklama

"Sanctuary": Kiedy mamy już nie ma

"Sanctuary" to polsko-irlandzka koprodukcja w reżyserii debiutantki Norah McGettigan. Głównym bohaterem opowieści o poszukiwaniu swojego miejsca po stracie bliskiej osoby jest ceniony chirurg plastyczny (Jan Frycz). Partnerują mu Agnieszka Żulewska i Anne-Marie Duff.

Krótkometrażowy film Norah McGettigen wyprodukowany przez Szkołę Wajdy pod tytułem "Jak to jest być moją matką" z 2007 roku zapowiadał, że mamy do czynienia z bardzo utalentowaną młodą reżyserką, której debiut fabularny może naprawdę zaskoczyć. Dotychczas "Sanctuary" zostało pokazane m.in. na festiwalu "Młodzi i film" w Koszalinie. Teraz wchodzi na ekrany polskich kin, niestety - praktycznie bez żadnego wsparcia rodzimej krytyki. A szkoda, bo film McGettigen to jeden z najbardziej udanych debiutów ostatnich lat.

Punktem wyjścia jest śmierć ukochanej matki. W rodzinnym domu pojawia się mąż Jan (Jan Frycz) i córka Nadia (Agnieszka Żulewska). Wszystkie rzeczy po zmarłej są już spakowane. Nikt nie ma za bardzo pomysłu, co zrobić z pustą rezydencją z pięknym ogrodem. Robotnicy, zgodnie z ostatnim życzeniem nieboszczki, wycinają drzewo. Ani ojciec, ani córka nie mają ochoty dłużej przebywać w swoim towarzystwie. Tak jest od lat. W obliczu rodzinnej tragedii nie ma sensu udawać, że nagle w cudowny sposób powróciła dawna miłość. Jan opuszcza Nadię i wyjeżdża w podróż służbową do Irlandii. Kiedyś, dawno temu był wziętym chirurgiem plastycznym, który po latach zwątpił w swój zawód. Poprawianie niedoskonałości ludzkiej urody uważa za coś kompletnie niestosownego. Pobyt w hotelu i obowiązki zawodowe traktuje jak zło konieczne, ale tylko do czasu. Przypadkiem poznaje Maire (Anne-Marie Duff). Wspomnienia z przeszłości wracają, choć na nową relację jest chyba jednak jeszcze odrobinę za wcześnie.

Reklama

McGettigen wytrwale tropi rodzinne niesnaski. Zderza zbuntowaną, momentami histeryczną córkę z ojcem, który tak naprawdę nigdy nie czuł się spełniony w relacji z jej własną matką. Jan od dłuższego czasu żyje przyzwyczajeniami. Próbuje dopasować się do otaczającej go rzeczywistości, ale najchętniej spędzałby czas w fotelu, w pustym pokoju, w kompletnej ciszy. Wszelkie interakcje z otoczeniem traktuje jak atak na samego siebie. Otaczający go świat, podobnie jak najbliżsi wywołują w nim niepokój. Nie ma najmniejszej ochoty odpowiadać na pytania o swoją grzeszną przeszłość.

Ciągłe napięcie między bohaterami "Sanctuary" jest kontrowane ujęciami przyrody. Podobnie jak w ostatnich filmach Brillante Mendozy "Pozdrowienia z raju" i "The Womb" raz po raz wzburzonym i chaotycznym bohaterom towarzyszą obrazki "prosto z natury". Często celowo wykrzywione w szerokokątnym obiektywie. Nie ma tu miejsca na wielkie, rodzinne, polskie dramaty. Wręcz momentami trudno uwierzyć, że żałoba może ograniczyć się do poszukiwania metafor własnego życia w sytuacji, które spotykają zupełnie obcych ludzi.

Rodziny rozbite, urwane relacje i pęknięte biografie to dość częsty "mozół", którego doświadczają bohaterowie polskich filmów. W przypadku "Sanctuary" moralne próby sił i życiowe przewroty nie mają racji bytu. Liczy się przede wszystkim wszechogarniająca melancholia, której co jakiś czas towarzyszy dźwięk pianina. Czasem zbyt dosłownie, momentami naiwnie. Mimo wszystko bardziej intrygująco niż w przypowiastkach o trzech panach i pewnym pojeździe z przeszłości.

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Santuary", reż. Norah McGettigan, Polska, Irlandia 2012, dystrybutor: Best Film, premiera kinowa 26 października 2012

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy