"Pożegnanie z Europą" [recenzja]: Ostatnia podróż

Josef Hader jako Stefan Zweig w "Pożegnaniu z Europą" /materiały dystrybutora

To nie jest zwykły film biograficzny. Nic podobnego. Jeśli ktoś ma ochotę obejrzeć zgrabnie skrojoną biografię wielkiego europejskiego pisarza pierwszej połowy XX wieku, będzie zawiedziony. "Pożegnanie z Europą" nie ma nic wspólnego z bałwochwalczymi narracjami o "wielkich", którzy przeminęli. Stefan Zweig spełnia rolę figury intelektualisty, który w pewnym momencie nie wytrzymał presji bycia uciekinierem. Jego amerykańska codzienność stała się nie do zniesienia.

"Pożegnanie z Europą" wyreżyserowała Maria Schrader - ceniona niemiecka aktorka ("Aimee i Jaguar" Maxa Färberböcka, "W ciemności" Agnieszki Holland). Była także współautorką scenariusza razem z Janem Schomburgiem ("Ponad nami tylko niebo"). Para scenarzystów skoncentrowała się na pięciu epizodach z życia Stefana Zweiga (Josef Hader), które umieścili w latach 1936-42. Elementem wiążącym staje się przestrzeń obu Ameryk: pisarz spędza czas w USA i Brazylii. Punktem wyjścia ma być pogląd, że ten "przyjazny ląd" uratuje Zweiga i jego żonę oraz zapewni im wreszcie emigracyjny spokój.

Reklama

Pierwszy epizod odwołujący się do zjazdu pisarzy w Brazylii to specyficzna forma przedstawienia bohaterów. Mamy do czynienia z jednym z najbardziej poczytnych, światowych literatów, który w kluczowym momencie stara się znaleźć swój sposób na to, jak reagować na sytuację polityczną w III Rzeszy. Jego deklaracje braku możliwości oceniania narodu poprzez pryzmat władzy stają się w miarę upływu czasu pustymi frazesami. Zweig próbuje za wszelką cenę być uczciwy wobec samego siebie. Nie jest w stanie wygłaszać buńczucznych deklaracji oporu i walki przeciwko reżimowi, kiedy ma świadomość, że jego sytuacja jest bardzo bezpieczna. 

Każdy kolejny epizod to próba zmierzenia się rzeczywistością bycia "poza koszmarem", w którym pozostali bliscy. Ten europejski koszmar ma również wymiar etniczny - Zweig ma świadomość, że mógłby być ofiarą. W 1941 roku spotyka się ze swoją pierwszą żoną Frederike (Barbara Sukowa), której udało się uciec przez Francję do Nowego Jorku. Rozmowa dawnych małżonków to jedna z najlepszych scen w filmie Schrader. Po raz kolejny Zweig mierzy się z odpowiedzialnością tego, któremu udało się uciec. Wspomina o tysiącach listów z prośbą o pomoc; skarży się, że nie ma siły mierzyć się z tym cierpieniem; nie potrafi sobie wyobrazić, co dzieje się "tam". Monolog Frederike porusza pisarza do tego stopnia, że zdaje sobie sprawę, iż w tym momencie jego jedynym obowiązkiem jest reagowanie na to, co dzieje się w Europie.

Struktura filmu Schrader to próba symulacji pamiętnika. Aż do epilogu, który jest już fragmentem pośmiertnym - zapośredniczonym, w którym obserwujemy efekt tej skomplikowanej, życiowej podróży. Każdy poprzedni epizod to statyczna, zamknięta forma, w której siłą sprawczą staje się nostalgia. Nie ma tu miejsca na wizualne wolty. Ważną postacią w życiu Zweiga jest jego druga żona Lotte (Aenne Schwartz), która z jednej strony spełnia rolę opiekunki, z drugiej - współodczuwa wyobcowanie i odrzucenie. To ona obserwuje męża w momencie, kiedy opuszcza plantację w Brazylii i przez okno samochodu obserwuje płonące pola trzciny cukrowej. Odbity w szybie samochodowej obraz, który automatycznie odsyła do wizualizacji europejskiego teatru wojny, odbija się także na niej. I choćby z tego powodu "Pożegnanie z Europą" Marii Schrader to jeden z najciekawszych i najbardziej aktualnych obrazów wyobcowania w kinie ostatniego roku.

7,5/10

"Pożegnanie z Europą" [Stefan Zweig: Farewell to Europe], reż. Maria Schrader, Niemcy, Francja, Austria 2016, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 5 maja 2017

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama