Reklama

"Piękno": Wstyd i głód

Drugi film Olivera Hermanusa, zrealizowany w koprodukcji Francja-Niemcy-RPA, to opowieść o życiu zbudowanym na kłamstwie. Opowieść duszna, drażniąca, ale i na swój sposób delikatna.

Ten tytuł nie wróżył nic pięknego. Jeśli film arthouse'owy tak się nazywa, to w dziewięciu przypadkach na dziesięć znaczy to, że albo jest rozciągniętym w czasie landszaftem, albo wręcz przeciwnie - zgodnie z regułami ironii okazuje się brzydki, kanciaty i nieprzyjemny. Obraz Hermanusa szczęśliwie odpowiada opcji numer dwa. Chociaż w pierwszej scenie przy wtórze delikatnych dźwięków pianina obserwujemy grupę elegancko ubranych osób, to reszta historii odsłania to, co ukrywa się pod ich wyprasowanymi garniturami.

Czterdziestoletni François (Deon Lotz) ukrywa wiele rzeczy. Po pierwsze - spore niedostatki fizyczne: wyraźnie przetrenowany mięsień piwny i plecy włochate tak, że wyglądają, jakby przylgnęło do nich jakieś dzikie zwierzę. Po drugie - właściwą orientację seksualną. Ma żonę, z którą chyba od dawna nie spał, i córkę, której chyba za bardzo nie lubi. Oprócz nich ma też grupę kolegów - równie podtatusiałych jak on - z którymi umawia się na męskie spotkania. A na spotkaniach Sodoma i Gomora: mlaskanie, stukot bioder bijących o pośladki i lecący w tle pornol z VHS-u. François jest starzejącym się i zakompleksionym kryptogejem, na amen zatrzaśniętym w społecznej szafie.

Reklama

Patowa sytuacja, nic dziwnego, że bohater patrzy ciągle spod byka, zaciska zęby i usta, zawiesza się, zasłuchany we własne myśli. Kiedyś był agresywny i dużo pił, potem przestał, jednak wszystko wskazuje na to, że beczka prochu między jego nogami znów wybuchnie. Hermanus odlicza czas do tego momentu metodycznie i nieubłaganie. "Piękno" ma jednostajny rytm, zorganizowany wokół codziennej rutyny; niewiele tu się mówi wprost, aluzje sąsiadują z niedomówieniami, ale każdy widz szybko doda jeden do jednego i uświadomi sobie, że suma będzie tragedią. François zakochuje się w swoim przystojnym i młodym bratanku. I pomimo tego, że akcja toczy się w upalnym RPA, dla bohatera między skórą a skórą nie ma tam tylko słońca - jest jeszcze bariera kłamstw, jaką wznosił przez całe swoje życie.

Chociaż jest to historia prosta i jednowymiarowa, to przynajmniej uczciwa i efektowna. Na obydwie zalety pracują tu przede wszystkim precyzyjna reżyseria i główna rola. Hermanus nie zasłania się sloganami pokroju "banalności zła" czy "mieszczańskiej hipokryzji"; nie tapla się w turpizmie; nie ściga się z Gasparem Noé na długość i eksplicytność analnych gwałtów. Zamiast oceniać, zasiewa niepokój. Lotz ma natomiast niesamowitą fizjonomię - zastygłą w grymasie tępej pogardy, ale noszącą pewien miękki rys. Ten rys sprawia, że nie można patrzeć na graną przez niego postać wyłącznie jak na wcielenie brutalnej, bo stłumionej żądzy. To po prostu ktoś, kto urodził się w innych czasach - czasach wyparcia i mentalnego betonu - i teraz ponosi konsekwencję swoich dawnych decyzji.

François na pewno nie dogadałby się z Brandonem ze "Wstydu". Jeśli seksualna wolność tamtego zmieniała jego świat w pustynię, gdzie każda droga prowadzi w tę samą stronę, to rzeczywistość bohatera "Piękna" przypomina wciąż zwężający się tunel. Tunel, który pojawia się w ostatniej scenie i na którego końcu czeka tylko ciemność.

7,5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Piękno" ("Beauty"), reż. Oliver Hermanus, RPA 2011, dystrybutor Tongariro Releasing, premiera kinowa 25 maja 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: RPA | film | Wstyd | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy