"Ostra noc" [recenzja]: Bez trzymanki

"Ostra noc": Kobiece "Kac Vegas" /UIP /materiały dystrybutora

"Ostra noc" to film, który zmieni znaczenie słów "zwariowana komedia". To produkcja zupełnie pozbawiona hamulców, wulgarna i obrzydliwa. A równocześnie - dobrze przemyślana, drobiazgowo zaplanowana i świetnie zagrana. Przy dziele Lucii Aniello "Druhny" i "Kac Vegas" są zaledwie rozgrzewką.

Phila, Stu, Alana i Douga zastępuje tu piątka przyjaciółek: planująca karierę polityczną Jess (Scarlett Johansson), nieodpowiedzialna Alice (Jillian Bell), wyrachowana Blair (Zoe Kravitz), zbuntowana Frankie (Ilana Glazer) i nieprzystająca do towarzystwa Pippa (Kate McKinnon). Każda z kobiet zmaga się z problemami: Jess najchętniej swój wieczór panieński spędziłaby w łóżku, Alice tęskni za studenckim życiem, dawne partnerki - Blair i Frankie wciąż nie potrafią sobie wybaczyć rozstania, a Pippa ma dziwny akcent. Gdy podczas narkotykowego "odlotu" bohaterki przypadkowo zabijają striptizera, ich przyjaźń zostaje wystawiona na najcięższą z dotychczasowych prób.

Reklama

Śmierć mężczyzny jest bowiem jedynie początkiem serii katastrof. Ukrywanie zwłok, pokój wyjęty z "50 twarzy Greya", małżeństwo podstarzałych erotomanów i gangsterska szajka? Tak, to wszystko także pojawia się w "Ostrej nocy". Film Lucii Aniello od pierwszej do ostatniej sekundy przepełniony jest fekalnym humorem, sprośnymi żartami i absurdalnymi zwrotami akcji, a twórcy znacząco przekraczają granice komediowego bezpieczeństwa. Rozmowy o depilacji? Zaliczone. Molestowanie trupa? Jest. Nabijanie się z ataków terrorystycznych? Odhaczone.

Nie sposób znaleźć tabu, którego "Ostra noc" nie łamie, ale poziom rzucanych przez bohaterki żartów czasami sięga dna. Jest żenująco, bezczelnie i niesmacznie, a w trakcie seansu nie można pozbyć się wrażenia niezręczności. Jako przykład niech posłuży scena morderstwa, w trakcie której striptizer ginie przygnieciony ciałem zmagającej się z nadwagą Alice, a posadzka zalewa się krwią. Czy w tym momencie powinniśmy się śmiać czy płakać? Miało być poważnie czy parodystycznie? Na co my właściwie patrzymy? To pytania, które podczas oglądania "Ostrej nocy" powracają regularnie. 

Twórcom udaje się jednak rzecz niemożliwa, bo te wszystkie wątpliwości nie stoją na przeszkodzie, by dobrze się bawić. I tak podczas pokazu jedna salwa śmiechu goni kolejną, chociaż doskonale zdajemy sobie sprawę z abstrakcyjności obserwowanych zdarzeń. Choć nic nie może was przygotować na to, co dzieje się później, będziecie wiedzieć, czy "Ostra noc" jest dla was już po pierwszych 15 minutach. Jeśli w tym czasie dzieło Aniello was nie przekona, prawdopodobnie dalej będzie tylko gorzej.

Co jednak najciekawsze, pod toną czarnego humoru kryje się tradycyjna komedia kumpelska. Fakt, przeniesiona na zupełnie nowy poziom, ale oparta w dużej mierze na relacjach między postaciami. Koniec końców morderstwo jest jedynie pretekstem do wyjaśnienia ukrytych konfliktów i zamanifestowania kobiecej przyjaźni, a każda z bohaterek wiele się o sobie dowiaduje. Ogromne znaczenie ma to, że cała piątka jest znakomicie napisana, a między wcielającymi się w nie aktorkami czuć chemię. Szczególnie dobre są bawiąca się akcentem Kate McKinnon i naturalnie sympatyczna Scarlett Johansson. To one sprawiają, że do filmowej paczki po prostu chce się należeć. 

Mimo że "Ostrej nocy" wiele można zarzucić, oryginalność, tempo i zabawa zasadami tworzą z niej produkcję jedyną w swoim rodzaju. Scenarzyści grają kontrastami i wymykają się schematowi, fenomenalny użytek robiąc z zamiany ról. U Aniello to kobiety są silną płcią, a faceci albo nie mają odwagi, albo charakteru, by się im przeciwstawić. I już choćby za to twórcom należą się oklaski. A że "Ostra noc" to komedia tak czarna, że zgorszyłaby nawet Quentina Tarantino? Cóż, to tylko dodatkowy walor.

6,5/10

"Ostra noc" [Rough Night], reż. Lucia Aniello, USA 2017, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 16 czerwca 2017 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ostra noc
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy