"Moja chuda siostra" [recenzja]: Co będzie, jeśli umrzesz?

Kadr z filmu "Moja chuda siostra" /materiały prasowe

Katja i Stella nie mogłyby się różnić bardziej. Pierwsza ma wszystko, czego potrzebuje nastoletnia królowa balu - urodę, talent i popularność. Druga jest dopiero podlotkiem. Ma sporo nadwagi, trochę kompleksów i mnóstwo zachwytu w oczach, kiedy patrzy na odnoszącą sukcesy siostrę. Szwedzka reżyserka Sanna Lenken żongluje kontrastami, uważnie przygląda się trudnej, ale intymnej relacji dwóch dziewczyn i realizuje film, który łączy hollywoodzką strukturę z europejską wrażliwością.

Lenken jest jedną z nielicznych reżyserek, która chciała opowiedzieć o wszystkich aspektach dorastania w ramach jednej historii i dopięła celu realizując film spójny, skromny i wiarygodny psychologicznie. Wzięła na warsztat kompleksy, dziewczęce semi-erotyczne zauroczenie starszym mężczyzną, lęki i nadzieje, oddawanie się pasji, nieumiejętność radzenia sobie z presją, otyłość, bulimię, anoreksję oraz zazdrość i empatię znaczące intymne siostrzane relacje. Można wymieniać dalej. W "Mojej chudej siostrze“ jest miejsce dla większości problemów, z jakimi zmagają się dojrzewające dziewczynki. Nie ma jednak poczucia nadmiaru. Mimo natłoku wątków, Lenken udało się zbudować wyważony i wiarygodny portret dorastania, który Richard Linklater (autor kultowego "Boyhood") mógłby zatytułować girlhood.
         

Stella (charyzmatyczna Rebecka Josephson!) jest zapatrzona w Katję (Amy Diamond). I dobrze, bo dzięki temu jako pierwsza zauważa, że siostra nie radzi sobie z presją i własnymi, wygórowanymi ambicjami. Im lepiej idzie jej figurowa jazda na łyżwach, tym wyżej stawia sobie poprzeczkę. Godzinami trenuje, aż pasja zamienia się w chorobliwe dążenie do celu - do kolejnego konkursu. Katja chce utrzymać formę i nie zawieść oczekiwań. Na pierwszy rzut oka widać, że przygniata ją natłok zajęć. Jedzenie jest jednym z nich; tym, z którego najłatwiej rezygnować. Stella, na pozór bohaterka drugiego planu obserwuje, jak jej piękna siostra zmienia się w cień człowieka, kiedy bulimia i anoreksja zaczynają konsumować jej energię.

Reklama

Lenken nie skupia się na portretowaniu choroby. Podobnie jak Dagur Kari, który w "Fusim“ opowiada o depresji poprzez relację głównego bohatera z chorą przyjaciółką, szwedzka reżyserka pokazuje, jak z chorą Katją radzą sobie jej najbliżsi - siostra i rodzice. To wprowadza do historii interesującą perspektywę i dystans, który ratuje fabułę przed osuwaniem się w histerię, kicz, pretensję lub sentyment. Tak, jak na początku Stella patrzyła na siostrę z zachwytem, ale i zazdrością - która fajnie łamała jednowymiarowe spojrzenie; tak później w oczach młodszej siostry prócz lęku można dostrzec autentyczną miłość. Stella musi nauczyć się walczyć, nie tyle o siebie, co o osobę, którą kocha. Obcowanie z Katją jest dla niej doświadczeniem inicjacyjnym. Im bardziej starsza siostra słabnie, tym szybciej młodsza rośnie w siłę. Lenken dba o równowagę, co nie znaczy, że jej film jest pozbawiony emocji.

"Moja chuda siostra" nie jest typowym europejskim arthousem, który wielu widzów dla bezpieczeństwa omija szerokim łukiem z obawy przed półtoragodzinnym seansem nudy. To film, który ogląda się jak typową hollywoodzką produkcję, w której napięcie rośnie wraz z rozwojem zdarzeń, a punkty zwrotne są tak pomyślane, by każdy zaskakiwał widza mocniej. To film świetnie zagrany i opowieść pełna emocjonujących momentów. Pewnie łatwiej odnajdą się w nich kobiety, niż mężczyźni, ale jeśli to ma być jedyna wada filmu, można przymknąć na nią oko.

7/10

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy