Reklama

"Madryt 1987": Hiszpańska historia "łazienkowa"

Sędziwy intelektualista Miguel zaprasza do swego mieszkania młodą adeptkę pióra, śliczną i spontaniczną Angelę - to punkt wyjścia hiszpańskiego dramatu "Madryt 1987" w reżyserii Davida Trueby.

W Hiszpanii końca lat osiemdziesiątych generał Franco jest już tylko wspomnieniem. Cierpliwi obywatele przetrwali po śmierci wodza próby zamachu stanu i obalenia monarchii. Jednocześnie byli świadkami wstępowania ich kraju do NATO, później również EWG. Wszystkiemu towarzyszyły media, a przede wszystkim wojujący dziennikarze, którzy od lat pisali "wbrew reżimowi". To oni najbardziej czekali na demokrację. Kiedy "wolność" wreszcie nastała, to oni stali się najbardziej zgorzkniałymi figurami nowoczesnej sceny politycznej.

Dwójka głównych bohaterów filmu Davida Trueby "Madryt 1987" to postacie z dwóch różnych pokoleń: ceniony antyreżimowy dziennikarz i młoda studentka, której marzy się bycie pisarką. Miguel i Angela spotykają się w madryckiej kawiarni. Gwiazda dziennikarstwa kończy pisać swój ostatni tekst tego dnia i ma ochotę na wywiad/spotkanie z młodą, zgrabną kobietą. Dla Angeli przebywanie z Miguelem to coś naprawdę znaczącego - nareszcie poznaje swojego idola. Para z kawiarni szybko przenosi się do mieszkania znajomego malarza. Miguel nie owija w bawełnę. Cyniczny dziadzio mówi wprost, że chodzi mu tylko i wyłącznie o seks. Angela zgodnie z przewidywaniami jest bezbronna i nie za bardzo wie, czy ma na cokolwiek ochotę. Koniec końców, przez przypadek para ląduje nago w łazience na prawie czterdzieści osiem godzin.

Reklama

Zamknięta przestrzeń sprzyja zbliżeniom. Rozmowa między Miguelem i Angelą przypomina rozwleczone do granic możliwości próby oratorskie, które mają dotyczyć wszystkiego, a przede wszystkim uwypuklać przepaść międzypokoleniową. Przy okazji kilka pretensjonalnych porównań starszego pana na każdą okazję i tandetne wyznanie pisarza o tym, jak to styl nie ma żadnego znaczenia. Generalnie rzecz biorąc hiszpańska historia "łazienkowa", która równie dobrze mogłaby się zdarzyć gdzie indziej, kiedy indziej i mogłaby być po prostu półgodzinną etiudą.

Poziom pretensjonalności wzrasta kiedy, aby zapobiec panice, Miguel zaczyna "opowiadać" Angeli film. Metafora kina jak z najgorszego koszmaru nałogowego widza. Na ścianie pojawia się pusta rama od lustra, a para oglądających siedzi w wannie. Patrzą w pustą przestrzeń i wyobrażają sobie opowieść snutą przez zgorzkniałego artystę/dziennikarza. Atmosfera realizmu magicznego, na dokładkę bez ubrania, ociera się o absurd. Choć warto zaznaczyć, że postać Miguela wydaje się być jakaś taka znajoma, bliska i autentyczna. Starszy pan z bohaterską polityczną przeszłością, który stracił wiarę w demokrację, ale nadal zgrabnie porusza się w życiu publicznym, przy okazji potwierdzając swoją nieprzemijalną męskość - po prostu typowo polski bohater.

W finale - nie będzie to w przypadku "Madryt 1987" żaden spoiler - "więźniowie" zostają uwolnieni. Synonimem swobody ma być poranny spacer ulicami Madrytu w takt piosenki pod tytułem "Jutro". Przemiany społeczne, zgorzknienie dawnych opozycjonistów to w obliczu przyszłości nowego pokolenia po prostu nic.

3/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Madryt 1987", reż. David Trueba, Hiszpania 2011, dystrybutor: Vivarto, premiera kinowa: 10 maja 2013

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama