"Kursk" [recenzja]: O umieraniu

Kadr z filmu "Kursk" /materiały prasowe

Najnowszy film Thomasa Vinterberga ("Polowanie") powstał na kanwie książki autorstwa Roberta Moore'a "Time to Die". Autor scenariusza Robert Rodat ("Szeregowiec Ryan", "Patriota") starał się przedstawić historię okrętu podwodnego Kursk przede wszystkim jako opowieść o bohaterstwie tych, którym na początku udało się przeżyć. Trudno pozbyć się wrażenia, że film Vinterberga ma zaspokajać oczekiwania "zachodniej" publiczności. Od początku wiadomo, że będzie to historia o umieraniu na próżno - w atmosferze dawnych konfliktów politycznych.

Od samego początku filmu wiadomo, że punkt wyjścia twórców bazuje na nostalgii za filmami o zimnej wojnie. Świat podzielony na pół. Jaskrawe różnice - mocne stereotypy. Jednocześnie trudno nie nawiązać do tych najważniejszych tytułów filmowych związanych z łodziami podwodnymi - m.in. "Okręt", czy "Polowanie na Czerwony Październik". Niestety "Kursk" nie ma w sobie nic z atmosfery tamtych obrazów. Jest wręcz przeciwnie.

Cała opowieść zaczyna się podobnie jak w "Łowcy jeleni" Michaela Cimino. Szkoda wspominać, w jaki sposób pokazana jest Rosja z roku 2000. Na każdym możliwym poziomie obrazek Vinterberga jest przewidywalny - czasami wręcz żenujący. Do tego stopnia, że jedno z pierwszych ujęć to obraz syna głównego bohatera, który będzie jedną z ofiar Kurska. Ten film został poświęcony dzieciom zmarłych marynarzy. Mocny symbol na początku, żeby przypadkiem nie zapomnieć, co się stanie na końcu.

Reklama

Dodatkowo cała obsada to śmietanka europejskiego aktorstwa. Z jednej strony: Matthias Schoenaerts jako legendarny bohater z ludu, z drugiej - jego odważna żona: Léa Seydoux. Wysokie kręgi marynarki wojennej reprezentują Colin Firth i Peter Simonischek. Największym złoczyńcą pozostaje oczywiście Max Von Sydow.

Próżno opisywać bardziej dokładnie fabułę "Kurska", bo jest tak jak "być powinno". Na początku szczęście/ślub i pożegnanie. Następnie tragedia i próby ratunku, w których przeciwko obywatelowi staje państwo i system.

Twórcy "Kurska" starali się opowiedzieć tragedię ponad dwudziestu marynarzy, którzy oczekiwali na pomoc dowództwa rosyjskiej floty w zgodzie z tym co ustalono już po wyłowieniu wraku. Niestety w tej wizji nie ma grama emocji. Sama wizualizacja tej tragedii bez jakiegokolwiek pomysłu dramaturgicznego niestety nie wystarczy. Próżno też wierzyć w to, że kogokolwiek jeszcze zainteresuje historia grupki ofiar reprezentowana przez jedną rodzinę. Wszystkie patenty scenariuszowe zastosowane przez Rodata są po prostu wtórne. Wiara w nowe pokolenie i finał w postaci kilku symbolicznych ujęć to za mało.

5/10

"Kursk", reż. Thomas Vinterberg, Luksemburg, Francja, Belgia 2018, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 14 grudnia 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kursk (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy