Reklama

"Kochanie, poznaj moich kumpli": Baranina na wesele

Na egzotycznej plaży Anglik David spotyka piękną Australijkę Mię. Po dziesięciu dniach oświadcza się. Kilka miesięcy później leci z kumplami na swój ślub do Australii, gdzie ma poznać "uroczą" rodzinkę panny młodej, w tym Ramsy'ego - dorodnego barana rasy merynos. To będzie najgorsze wesele roku...

Komedie o ślubach i weselach to już osobny podgatunek filmów, które zawsze mogą liczyć na większą bądź mniejszą widownię. Lubimy się wszak śmiać z wpadek innych, a kiedy jak nie w czasie najbardziej nadętego dnia w życiu można na nie liczyć w takiej ilości. Dodajmy jeszcze wieczory panieńsko-kawalerskie i mamy całą paletę gagów do ogrania. Z jednej strony balansujące na granicy dobrego smaku i bezlitosne "Druhny" oraz "Kac Vegas", z drugiej - wersje subtelniejsze, w konwencji "rom-com", jak "27 sukien". "Kochanie, poznaj moich kumpli" Stephana Elliota, twórcy niezapomnianej komedii o drag queens podróżujących po australijskim outbacku ("Priscilla, królowa pustyni"), bliższy jest pierwszej odmianie weselnych satyr.

Reklama

Elliot przekracza jednak czasem granicę dobrego smaku. Choćby wtedy, gdy zmusza bohaterów do grzebania w czterech literach pięknego barana w poszukiwaniu paczuszek. Przeszarżowane gagi dziwią, gdy weźmie się pod uwagę, że za scenariusz odpowiadał Dean Craig, autor doskonale ironicznego "Zgonu na pogrzebie", a i Elliot "Wojną domową" udowodnił, że wciąż potrafi kręcić świetnie wygrane satyry.

Prócz tych kilku momentów, gdy na twarzach niektórych widzów pojawi się raczej wyraz zdegustowania, "Kochanie, poznaj moich kumpli" gwarantuje całkiem niezłą wakacyjną rozrywkę, z pięknymi widokami w tle (co charakterystyczne dla australijskiego kina). Prócz kilku przebitek z Sydney, cała akcja rozgrywa się w niezwykłym krajobrazie Gór Błękitnych. Ponoć najnowszy film Elliota jest zemstą za dawne czasy, gdy w młodości dorabiał jako weselny operator. Nawet jako profesjonalny reżyser często dostawał propozycje scenariuszy o ślubach. Elliot czekał na dobry moment i zemsty dopełnił.

"Kochanie, poznaj moich kumpli" wydaje się niekiedy prostacki w humorze, jaki proponuje, ale nie brak mu pewnych subtelności, które niestety mogą być nieczytelne przez widza spoza anglosaskiego kręgu kulturowego. Stosunek Anglików do Australijczyków i Australii jako byłej koloni-więzienia, przywiązanie ojca Mii do barana (merynos to niemal symbol kraju), celnicy na australijskiej granicy, dealer w parodii obozu ze znanego horroru "Wolf Creek"...

Elliot to dobry reżyser i wspomniane subtelności kazały mi wierzyć, że "Kochanie..." jest trochę nieudaną, ale jednak satyrą na cały podgatunek "weselnych komedii" z wszystkimi typowymi bohaterami i motywami - beznadziejnymi drużbami na kacu i haju, otyłą druhną (Rebel Wilson znana z filmu "Druhny"), tańczącą YMCA matką, ambitnym ojcem i dość oryginalnymi gośćmi. W końcu Elliot trawestuje sam siebie, karząc bohaterom stać na krawędzi klifu, jak drag queens w "Priscilli". Australijskie poczucie humoru to już osobny temat.

Sezon weselny w pełni, zatem "Kochanie..." - nawet przy wszystkich swoich mankamentach - może stać się niezłą na niego odtrutką. Już dla samego barana warto, niemej gwiazdy drugiego planu, ze stoickim spokojem znoszącym cały ten ślubny cyrk.

4/1

"Kochanie, poznaj moich kumpli" ("A Few Best Men"), reż. Stephan Elliott, Australia 2011, dystrybutor: ITI Cinema, premiera kinowa: 13 lipca 2012 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kumpel | Kochanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama