Reklama

"Jean-Luc Godard. Imaginacje" [recenzja]: Postawić tamę rozumieniu

88-letni Jean Luc-Godard, ojciec francuskiej Nowej Fali, rebeliant i burzyciel wszelkich tradycji, został uhonorowany podczas ubiegłorocznego festiwalu w Cannes pierwszą w historii Specjalną Złotą Palmą. Jego "Imaginacje" to intrygująca próba podważenia obowiązujących i naszych zwyczajowych trybów myślenia. Ogromne wyzwanie dla strategii interpretacyjnych widza i badanie granic ludzkiej wytrzymałości - psychicznej, fizycznej, emocjonalnej.

88-letni Jean Luc-Godard, ojciec francuskiej Nowej Fali, rebeliant i burzyciel wszelkich tradycji, został uhonorowany podczas ubiegłorocznego festiwalu w Cannes pierwszą w historii Specjalną Złotą Palmą. Jego "Imaginacje" to intrygująca próba podważenia obowiązujących i naszych zwyczajowych trybów myślenia. Ogromne wyzwanie dla strategii interpretacyjnych widza i badanie granic ludzkiej wytrzymałości - psychicznej, fizycznej, emocjonalnej.
Kadr z filmu "Jean-Luc Godard. Imaginacje" /materiały prasowe

Nie ma chyba sensu zbytnio rozpamiętywać czy wnikliwie analizować geografii wszystkich filmów Godarda, rozmawiać o jego trwałym zarażeniu majem ’68. Skupmy się na kilku ostatnich dekadach, kiedy budulcem filmowej konstrukcji Francuza stał się chaotyczny strumień świadomości - celowo nonsensowny esej filmowy będący labiryntem cytatów i aforyzmów, powtórzeń i różnic, pytań natury filozoficznej i politycznej.

Ekstremalna podróż Godarda w najdalsze krańce filmowego wszechświata w poszukiwaniu nowych środków wyrazu dla współczesnego kina, spotkała się ze skrajnymi ocenami. To, co dla niektórych stanowiło o sile artystycznego zamysłu, stało się dla jej przeciwników dowodem słabości: destabilizujący potencjał jego poprzedniego filmu, czyli "Pożegnania z językiem", dla niektórych był ucieleśnieniem niezwykle złożonego podejścia do idei autorstwa. Dla innych zaś okazał się bełkotem szaleńca, skomplikowanym wzorem bez rozwiązania. W efekcie dziełem izolującym i męczącym.

Reklama

Nie ulega jednak wątpliwości, że kiedy inni reżyserzy potrzebują skomplikowanej technologii, aby oswajać lękliwość w doświadczaniu świata, Godardowi wystarczy wyobraźnia - odwołuje się do wielu książek bądź obrazów, ale zawsze pozwala zachować ich autonomię i zarazem wybrzmieć w zupełnie nowy sposób. Tworzy niepowtarzalne kolaże unikalnych dźwięków i obrazów, których układ można dowolnie zmieniać. Właśnie, dlatego lepi ze wszystkiego, co wpadnie mu w ręce: klasyki kina, archiwalnych materiałów wideo i starych fotografii połączonych płynnie z grafikami i aktualnymi nagraniami z YouTube’a, m.in. autentycznymi egzekucjami ekstremistów Państwa Islamskiego.

Niefabularne eseje Godarda, to nie tylko zestawienie różnych tradycji rejestrowania obrazu, które czasem wchodzą ze sobą w dialog, czasem w otwarty konflikt. Robi to po to, by zmienić historyczno-filozoficzną kartografię i ożywić skostniały do reszty dyskurs publiczny. Tym razem palec reżysera wymierzony jest w samo kino, które niezdolne jest do wyciągania wniosków z obrazów tragicznych wydarzeń, począwszy od I wojny światowej, wydarzenia, od którego zaczęła się właściwa historia XX wieku, po konflikt na Bliskim Wschodzie. Godard przekonuje, że w autodestrukcyjnych standardach naszej cywilizacji nic się nie zmieniło.

Po premierze "Imaginacji" (czy też "Księgi obrazów" - tytuł oryginalny) krytyk filmowy Michał Walkiewicz napisał, że "Godard jest już tam, gdzie żadna fala nie dopływa, czyli w krainie ciężkich formalnych eksperymentów i galeryjnej konfekcji". I coś w tym jest, bo nowofalowe dreszcze nie przechodzą po plecach jak przed laty. Problemy, o których coraz częściej pisze się w kontekście twórczości Francuza, wynikają w dużej mierze z wrażenia jego nużącej powtarzalności. Wszystkie dzieła rozwijające formułę filmu-eseju stają się do siebie wyraźnie podobne, każdy jest skonstruowany z bliźniaczych zlepków, komplikacji, kolaży. Nasycony kolorami kalejdoskop form, który mógł dla części widzów mieć siłę proroctwa i ponadczasowych prawd, dziś wydaje się coraz bliższe poczuciu znużenia i dreptania w miejscu.

Ale mimo wszystko Godard w jakiś przewrotny sposób uwodzi. Wynika to chyba z faktu, że artyści przestają być atrakcyjni, kiedy zostają całkowicie odkryci i zlewają się z tłem. To, co opisane i zrozumiane, przestaje fascynować, wytraca moc i znika pod zwałami skonwencjonalizowanych interpretacji. Nieokreśloność, wszelki językowy eksces i stawianie tamy rozumieniu, sprawiają, że widz otrzymuje zaproszenie na pełną niewiadomych wyprawę, w której poszlaki na mapie nie układają się w proste linie. Bezwzględna otwartość i niemożliwość dosłownego odczytania "Imaginacji" wciąż dają Godardowi prawo do miana twórcy, które trudno jest jednoznacznie sklasyfikować.

6/10

"Jean-Luc Godard. Imaginacje" ("Le livre d'image"), Francja 2018, dystrybucja: PMPG Polskie Media, premiera kinowa: 12 kwietnia 2019 roku.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy