"I tak cię kocham" [recenzja]: Miłość jak z filmu

Kadr z filmu "I tak cię kocham" /materiały prasowe

W komedii romantycznej "Ja cię kocham, a ty spisz" bohaterka Sandy Bullock ratuje życie mężczyźnie, w którym od dłuższego czasu się podkochuje. Ten zapada w śpiączkę, a w szpitalu dziewczyna poznaje jego rodziców. Ci biorą ją za narzeczoną swojego syna, co prowadziło do serii zabawnych sytuacji. Komik Kumail Nanjiani postanowił wykorzystać podobną formułę, by opowiedzieć o dramatycznym momencie ze swojego życia, gdy jego żona Emily zapadła w śpiączkę.

Nanjiani wciela się w fikcyjną wersję samego siebie na początku kariery standupowej. Na jednym z występów poznaje Emily (Zoe Kazan), z którą spędza noc. To, co miało być jednorazową przygodą, szybko zmienia się w stały związek. Bohater unika jednak tematu rodziny. Jego matka i ojciec, zatwardziali Muzułmanie, chcą, by Kumail związał się z wybraną przez nich Pakistanką i wątpliwe jest, by zaakceptowali jego relację z Emily. Gdy ta dowiaduje się o tym, kończy znajomość. Kilka dni później Kumail dowiaduje się, że dziewczyna ciężko zachorowała i została wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. W poczekalni mężczyzna poznaje jej rodziców (Holly Hunter i Ray Romano). Pomimo ich początkowej niechęci, trójka zbliża się w oczekiwaniu na poprawę zdrowia Emily.

Reklama

"I tak cię kocham" to z jednej strony komedia o spotkaniu dwóch różnych kultur, z drugiej wgląd w życie młodych standuperów, dopiero rozpoczynających karierę i marzących o wielkiej popularności. Ten pierwszy, o wiele ciekawszy, zostaje w filmie zepchnięty na drugi plan, a w pewnym momencie wydaje się wręcz doklejony na siłę. Dlatego też nigdy nie wybrzmiewa dramat konfliktu bohatera z jego rodziną, a jego finał budzi niedosyt. Niewykorzystany wydaje się także potencjał wątku standupowego, często ograniczającego się do prezentacji niezręcznych skeczy.

Paradoksalnie największe salwy śmiechu wywołują krótkie scenki pomiędzy głównymi motywami. Nanjiani i Kazan mają przyjemną chemię, a ich luźne rozmowy i początkowe niezręczności są przeurocze. Wielka szkoda, że aktorka znika z ekranu na niemal połowę seansu. Na szczęście gdy Emily trafia do szpitala, jej miejsce zajmują jej filmowi rodzice grani przez Hunter i Romano - bojowniczo nastawiony kłębek nerwów i podtatusiały ciamajda. Razem z Nanjinem tworzą przyjemny tragikomiczny tercet. W jednej z najlepszych scen filmu bohaterka Hunter atakuje gościa, który w rasistowski sposób przerywa występ Kumaila, mimo prób uspokojenia jej ze strony Romano. Trójka aktorów zasługuje za nią na komediowe złoto.

Niestety, konwencja komedii romantycznej nakazuje, by w pewnym momencie smutniejsze tony górowały. Są to najmniej udane sceny "I tak cię kocham", schematyczne i na siłę melodramatyczne. Największy zgrzyt wywołuje przemowa Nanjianiego, w której standupowy skecz zmienia się w wyznanie win. Niestety, ale brakuje tutaj dramatu - wszystko odmienia się dzięki dobremu losowi lub dzięki prostym gestom. Trudno to wszystko kupić, mimo sympatycznych aktorów i kilku szczerych uśmiechów.

5/10

"I tak cię kocham" (The Big Sick), reż. Michael Showalter, USA 2017, dystrybutor: Gutek Film, polska premiera: 5 stycznia 2018.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: I tak cię kocham 2017
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy