"Diablo. Wyścig o wszystko" [recenzja]: Wsteczny bieg

Główni bohaterowie filmu "Diablo. Wyścig o wszystko" /materiały dystrybutora

Marzy mi się w Polsce produkcja filmu na miarę "Szybkich i wściekłych". Że jest to możliwe przy europejskim budżecie, pokazał niedawno Kornél Mundruczó, który w "Księżycu Jowisza" zamienił Budapeszt w arenę wyścigową. Ale to nie szybkie samochody były kluczem do sukcesu tego filmu, tylko zajmujący scenariusz, charakterystyczni aktorzy i trzymająca w napięciu historia. Tych elementów zabrakło w "Diablo. Wyścigu o wszystko", który ostatecznie oczaruje jedynie miłośników motoryzacji.

Punkt wyjścia jest taki, jaki powinien być - pretekstowy, ale jasno zarysowujący stawkę. A stawką jest życie młodszej siostry głównego bohatera, Kuby, który bierze udział w nielegalnych wyścigach, żeby uciułać horrendalną kwotę eurosów na operację małej. Piękne to i szczytne. Od razu przekonujemy się, że z Kuby żaden bandzior, tylko dobry chłopak, którego zły los zmusza do ryzykowania życia i nadstawiania karku w niechlubnych rozrywkach dla bogaczy.

Że innej drogi nie ma, przekonujemy się w ekspozycji, w której Kuba je zupę z ciocią (Katarzyna Figura, jak zawsze magnetyczna). Wtedy dostajemy jasny sygnał, jak jest: z kasą krucho, perspektyw brak, choroba nikogo nie oszczędza, a rodzina jest najważniejsza. Hollywoodzkim czarodziejom z podobnych składników udało się złożyć osiem filmów, które trzymały za gardło, wbijały fotel i wyciskały łzy, nawet jeśli były na bakier z prawami fizyki i logiką. Choć reżyser Michał Otłowski zna się na gatunku (niedowiarków odsyłam do jego debiutanckiego "Jezioraka", kryminału pełną gębą), tym razem nie udało mu się zapanować nad proporcją gatunkowego grochu i kapusty. W efekcie "Diablo..." jest niespójny, bo jednocześnie chce naśladować rzeczywistość, jak i się od niej odrywać.

Reklama

Twórcy podkreślają znajomość środowisk kierowców biorących udział w nielegalnych wyścigach w Polsce, jak i organizatorów takich imprez. Dokumentalna proweniencja nie prowadzi jednak do analizy socjologicznej. Kiedy już pojawia się jakakolwiek próba zgłębienia psychiki bohaterów - jak napomknięcie o uzależnieniu od adrenaliny czy wątek zabawy w Boga - rozbija się o kolejną dawkę fabularnych absurdów. Choć samochody unoszą się nad ziemią widowiskowo, a helikopter rozbijający się o Most Świętokrzyski to zdecydowany fajerwerk, to zęby bolą od scenariuszowych uproszczeń. Przykład? Wróćmy do sceny z helikopterami, w której rozmowa pomiędzy pilotem pierwszej maszyny a pilotem drugiej wygląda mniej więcej tak: "Uważaj, bo się rozbijesz! Uważaj, bo się rozbijesz! Uważaj, bo się rozbijesz!" - mówi pilot pierwszego helikoptera, po czym helikopter numer dwa rozbija się. Tadam!

Szkoda tym bardziej, że twórcom udało się zebrać utalentowanych i magnetycznych aktorów. Tomasz Włosok w roli Kuby ma ten błysk w oczach, za którym idą i kamera, i widzowie. Cezary Żak, Cezary Pazura, Mirosław Zbrojewicz już wielokrotnie udowodnili, że z drewnianej postaci potrafią wykrzesać ogień, ale tu nie mają na to warunków. Wciąż dobrze się na nich patrzy, ale aż chce się, by dali z siebie więcej, a nie byli tylko tłem dla samochodów.

Najgorsze są jednak wyścigi. Kiedy kamera patrzy z oddalenia na to, co wyprawia się na zaimprowizowanym torze, uśmiech ciśnie się na usta. Co z tego jednak, skoro gdy perspektywa zmienia się na zbliżenia, twórców stać tylko na teledyskowy montaż twarzy Kuby na zmianę z kręcącą się oponą albo maską. Wtedy film zamiast gnać do przodu, nieoczekiwanie przechodzi na wsteczny i cofa się w rozwoju. Mimo wszystko, gorąco wierzę, że powstanie "Diablo 2", w którym działać będzie już wyłącznie turbodoładowanie.

4/10

"Diablo. Wyścig o wszystko", reż. Michał Otłowski, Polska 2019, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa 18 stycznia 2019 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Diablo. Wyścig o wszystko (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy