"Cudowny chłopak" [recenzja]: Nie taki cudowny

Julia Roberts i Jacob Tremblay w filmie "Cudowny chłopak" /materiały dystrybutora

Na pierwszy rzut oka "Cudowny chłopak" ma wszystko, co potrzebne, by zasilić kolekcję "małych wielkich filmów" o dorastaniu: zmagającego się z gigantyczną przeszkodą 10-letniego bohatera, gamę porządnych aktorów zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych, bestsellerowy materiał u źródła oraz zdolnego reżysera u steru. Zamiast poruszającego komediodramatu o akceptacji inności, otrzymujemy jednak... bałagan - chaotyczną wycieczkę przez wszystkie style i gatunki Hollywood, w której konkretnego celu i przesłania brak.

"Hola, hola" - powiedzą niektórzy, "Ale jak to?". Przecież zarys opowieści brzmi obiecująco... Bohaterem "Cudownego chłopaka" jest bowiem uroczy Auggie (Jacob Trembley), miłośnik astronautów, który urodził się z deformacją twarzy, a obecnie po raz pierwszy ma pójść do szkoły po latach nauki w domu.

Jak przystało na piątą klasę podstawówki, rówieśnicy nie mają dla chłopca litości - wytykają go palcami, gapią się, unikają jego towarzystwa i dotyku. Auggie dość szybko przekonuje się jednak, że nawet tutaj są tacy, którzy potrafią docenić coś więcej, niż wygląd - jak pochodzący z biednego domu Jack (Noah Jupe) czy czarnoskóra Summer (Millie Davis). Z nimi oraz ze wsparciem rodziców (Julia Roberts i Owen Wilson) i starszej siostry Vii (Izabela Vidovic), chłopiec będzie mógł stawić czoła szkolnemu łobuzowi (Bryce Gheisar) i udowodnić kolegom z klasy, że bardziej, niż piękna twarz, liczy się to, co nam w duszy gra.

Reklama

Gdyby taką historię chciało opowiedzieć trio scenarzystów: Jack Thorne, Steve Conrad i Stephen Chbosky, pewnie dziś rozmawialibyśmy o "Cudownym chłopaku" w kontekście trwającego sezonu nagród. Choć dzieło w reżyserii ostatniego z tej trójki, Chboskiego, jest produkcją skierowaną do młodego widza, porusza takie wątki, którym nawet w filmach dla dorosłych nie zawsze jest dane odpowiednio wybrzmieć.

Mamy więc obraz matki, która poświęca swoją karierę na rzecz schorowanego dziecka; mamy ojca, który chciałby, żeby jego syn był prawdziwym wojownikiem i mamy siostrę, która całe życie spędziła w cieniu młodszego brata. Przede wszystkim mamy zaś Auggiego - mądrego chłopca z poczuciem humoru, któremu natura spłatała figla. Lecz zamiast skupić się na tej czwórce lub, wręcz przeciwnie, całą uwagę poświęcić pierwszym krokom dorastającego bohatera w szkole, Chbosky bezskutecznie próbuje łączyć narracje, wplatając do filmu dziesiątki niepotrzebnych epizodów - i grzesząc brakiem konsekwencji.

O jej rozmiarze najlepiej świadczy przyjęta przez twórców konwencja "mini-rozdziałów" poświęconych kolejnym postaciom, o której w pewnym momencie autorzy... zupełnie zapominają. Ni stąd, ni zowąd narracja zmienia się, a kontynuacji rozpoczętego wątku jak nie było, tak nie ma. Podobnie sprawa przedstawia się z zakończeniem, a właściwie zakończeniami filmu, których w ciągu dwóch (niekończących się) godzin seansu mamy co najmniej trzy. Reżyser jakby nie mógł się zdecydować, o czym właściwie opowiada, wybrał więc najbezpieczniejszą opcję opowiadania o niczym. Fani bestsellerowej powieści będą pewnie zadowoleni, bo dzięki temu film wiernie kroczy śladem książki i niewiele pomija, ale dla ekranowej dramaturgii jest to zabójstwo.

Wszystko można by jeszcze wytłumaczyć, gdyby "Cudowny chłopak" miał do powiedzenia dzieciakom kilka naprawdę nowatorskich rzeczy. Niestety, szczególnej głębi w prezentowanej historii nie upatrzymy, a bohaterowie, włącznie z samym Auggiem, okazują się rozczarowująco bezpłciowi. Po oczach bije brak charakternego antagonisty, proste podziały (bogate dziecko = złe dziecko, biedne dziecko = dobre dziecko) i tani sentymentalizm, który ostatecznie "pożera" film. Pod względem opowiadania bez dosadności twórcy mogliby się sporo nauczyć choćby od ekipy Pixara... Nie dziwi, że w tym chaosie ginie najważniejsza myśl "Cudownego chłopaka" - że nie szata zdobi człowieka. W równym stopniu film Chboskiego to opowieść o tym, że przyjaciół najłatwiej zdobywać, dając im ściągać na kartkówkach, spory rozwiązywać przez Minecrafta, a wrogów przekonywać do siebie, uciekając z wycieczki pod nieuwagę nauczycieli.

Oczywiście, "Cudowny chłopak" to wciąż dzieło Hollywood - realizacyjnie mamy więc do czynienia z wyższą półką. Jest kilka ciekawych zabiegów stylistycznych, porcja wzruszających monologów, a nawet dwie solidne bijatyki... Mamy też Julię Roberts w świetnej kreacji na przekór wizerunkowi, Owena Wilsona jako komediowy dodatek, a wreszcie wybitnego Jacoba Trembleya, który radzi sobie w tytułowej roli mimo tony charakteryzacji na twarzy. Film może się również pochwalić paroma naprawdę zabawnymi i wzruszającymi scenami - jak choćby ta, w której matka tłumaczy 10-latkowi znaczenie zmarszczek i blizn na ludzkiej twarzy. Biorąc jednak pod uwagę, że "Cudowny chłopak" to dzieło reżysera znakomitego "Charliego", trudno uniknąć poczucia rozczarowania. Mimo częstych nawiązań do kosmosu (i "Gwiezdnych wojen"), tym razem twórcom nie udało się oderwać od Ziemi - a szkoda.

5/10

"Cudowny chłopak" (Wonder), reż. Stephen Chbosky, USA 2017, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 19 stycznia 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Cudowny chłopak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy