Reklama

"Coś pięknego": Urok włoskiego kina

"Coś pięknego" to opowieść o sile rodzinnych więzów i odnajdywaniu radości z życia, które choć potrafi być bolesne, nigdy nie przestaje być piękne. Komedia Paolo Virziego była włoskim kandydatem do Oscara.

Paolo Verzi z delikatnością i bez przesadnego dramatyzmu dotyka ważnych spraw, przypominając widzom na czym polega nieodparty urok włoskiego kina.

Włochy, lata 70. Urokliwe miasteczko gdzieś na włoskim wybrzeżu. Anna Nigiotti (doskonała Micaela Ramazzotti) otrzymuje tytuł "Miss Mamma" w lokalnym konkursie piękności. W tym momencie rozpoczyna się dramat kobiety, która wraz z dwóją małych dzieci Bruno (Mastrndea) i Valerią (Sandrelli) tuła się przez plany filmowe wielkich reżyserów i wille milionerów po obskurne mieszkania znajomych mężczyzn. Tutaj swój początek ma także piękna opowieść o kobiecie, widziana z perspektywy dorosłego już syna, który spotyka się z dawno niewidzianą siostrą przy szpitalnym łóżku umierającej matki.

Reklama

W tych dniach rodzeństwo znów jest razem - nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Bruno jest w fazie totalnego rozbicia. Zagubił gdzieś radość życia. Uciekając od problemów leży godzinami na polanie w parku, w lekkiej fazie narkotykowego odrzucenia. Tak mijają dni, aż w końcu z letargu wyrywa go siostra niosąca wiadomość o ciężko chorej matce.

Virzi, skacząc pomiędzy latami 70., 80., a współczesnością, podejmuje trudny temat toksycznych relacji między matką a synem. Ucieka jednak od taniego dramatyzmu czy przesadnej tkliwości. Woli ubrać całość w płaszcz dowcipu, pod którym ukrywa się ognisty włoski temperament. Głośne sprzeczki, wybuchowa namiętność, nadmierna gestykulacja. "Mnóstwo walki, mnóstwo krzyków, ale też mnóstwo miłości" - mówi umierająca Anna.

Temat wydaje się dosyć oklepany i wielokrotnie przerabiany. Oto umiera ktoś bliski, co sprawia, że bohater w końcu decyduje się na konfrontację ze wspomnieniami i przeprowadzenie gruntownych "porządków" w swoim życiu czekając na oczyszczające khatarsis. Co więc przesądza o sukcesie filmu? Spójrzmy na rodzime podwórko. Polscy twórcy zbyt często zanurzają się w metafizyczne meandry i sentymentalne banały, a w efekcie powstaje kino "ku pokrzepieniu serc". Virzi nie jest typem filozofa-moralizatora. Nie usiłuje podrabiać Bergmanowskiej psychodramy. Kreśli za to opowiedzianą z subtelnym humorem historię, która w pewnym sensie dotyka każdego z nas. Płyną z ekranu promienie południowego słońca przypominając, że choć życie potrafi być bolesne, nigdy nie przestaje być piękne.

Genialna Micaela Ramazotii jako Anna błyszczy na ekranie własnym światłem. Wygląda jak Sofia Loren z lat młodzieńczych. Zawstydza żywiołowością i pełnym radości uśmiechem. Tańczy, śpiewa, płacze, by po chwili bezwstydnie głośno się śmiać. Zaraża entuzjazmem nieco wycofanego życiem syna. A gdzieś w tle sączy się klimatyczna włoska muzyka, doskonale wypełniając każdy kadr.

Inteligentny, ciepły film, doskonały na wiosenny wieczór. Dwie godziny ze wspaniałym kinem przypominającym momentami dokonania wielkiego włoskiego mistrza Federika Felliniego.

JB

9/10


- - - - - - - - - - - - - -

"Coś pięknego", reż. Paolo Virzi, Włochy 2010, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 9 marca 2012

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: życia | włoskie | urok
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy