"Córka trenera" [recenzja]: Mistrz Braciak

Karolina Bruchnicka i Jacek Braciak w filmie "Córka trenera" /materiały dystrybutora

W scenie otwierającej "Córkę trenera" główni bohaterowie filmu: Maciej Kornet (Jacek Braciak), oraz jego córka, nastoletnia tenisistka Wiktoria (Karolina Bruchnicka), przepychają między sobą oponę ciężarówki. Niby zwykły trening siłowy. Zapowiada on jednak główny konflikt filmu - córka w końcu zbuntuje się przeciwko ojcu.

Mylić się będą jednak ci, którzy założą, że mamy do czynienia z rodzinnym dramatem psychologicznym. "Córka trenera" to lekkie i przyjemne kino drogi. W Stanach powstają setki takich filmów. Ale na naszym rodzimym rynku nie pojawiają się one prawie wcale.

Codzienność Macieja i Wiktorii to trening, zawody tenisowe i podróż na miejsce kolejnych zmagań. Ojciec ma wobec córki wielkie plany, sam odpowiada także za jej dietę i trening. Wszystko idzie jak po maśle, na koncie dziewczyny lądują kolejne zwycięstwa, aż tu nagle na drodze bohaterów pojawia się Igor (Bartłomiej Kowalski) - młody tenisista z dyscypliną odwrotnie proporcjonalną do jego potencjału.

Reklama

Nastolatek dołącza do Kornetów, tym samym burząc panujący między nimi od zawsze porządek. Pod jego wpływem Wiktoria postanawia spróbować pokus nastoletniego życia, odpuścić trochę "drogę na Wimbledon". Ale jej ojciec nie należy do tych, którzy przyjmują najlepiej odejście od skrupulatnie realizowanego planu.

Nowy film Łukasza Grzegorzka, twórcy "Kampera", to typowe kino drogi. Jego siła tkwi głównie w postaciach, zarówno tych pierwszoplanowych, jak i epizodycznych - bucowatych dyrektorach zawodów czy oryginałach spotkanych na obozach kempingowych. Ich konfrontacje z Maciejem oraz jego podopiecznymi to skecze, czasem zabawne, innym razem ściskające serce - jak na przykład jedna z najlepszych scen filmu, w której zawstydzona Wiktoria obserwuje ojca, gdy ten próbuje samotnie osuszyć kort.

Na szczęście, gdzie scenariusz niedomaga, tam sytuację ratują aktorzy. Bruchnicka zalicza bardzo udany debiut w kinie pełnometrażowym. Prawdziwą gwiazdą "Córki trenera" jest jednak Jacek Braciak. Mistrz drugiego planu w końcu otrzymał główną rolę i w każdej sekundzie udowadnia, że jest jednym z najbardziej utalentowanych polskich aktorów. Jego Maciej to raz kochający ojciec, który chwilę później zmienia się w znienawidzonego wuefistę z okresu licealnego. Braciak płynnie przechodzi między nastrojami swej postaci, nigdy nie pozwalając sobie na przerysowanie oraz - co najważniejsze - utratę względów widzów.

Na początku recenzji napisałem, że w Stanach powstają setki filmów podobnych do "Córki trenera". Uroczych komediodramatów o życiowych wykolejeńcach. W Polsce wciąż jednak brakuje takiego kina. Cieszę się, że Grzegorzek zaczął wypełniać tę lukę. Mam nadzieję, że za nim pójdą następni twórcy. Doczekamy się też kolejnych pierwszoplanowych ról Jacka Braciaka.

7/10

"Córka trenera", reż. Łukasz Grzegorzek, Polska 2018, dystrybutor: Akson Dystrybucja, polska premiera: 1 marca 2019

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy