"A Ghost Story" [recenzja]: Trwałość pamięci

Kadr z filmu "A Ghost Story" /materiały dystrybutora

Ukryty za drzwiami człowiek w białym prześcieradle, wyskakujący w najmniej oczekiwanym momencie z głośnym "bu!" na ustach? Chyba każdy z nas chociaż raz dał się na to nabrać. W "A Ghost Story" David Lowery w podobne prześcieradło ubiera Cassey’a Afflecka, z symbolu żartu czyniąc jednak podstawę soczystego dramatu filozoficznego. Dzieląc się prostą, lecz przenikliwą refleksją na tematy wagi najwyższej, tworzy równocześnie film, który zostawia w nas ślad równie wyraźny jak barwne wspomnienie z dzieciństwa.

W swoim najnowszym dziele Lowery stawia pytania o pamięć i czas, o trwałość i sens, o ślady istnienia i znaczenie miejsc. Zastanawia się, kim jesteśmy. Dokąd zmierzamy? I dlaczego ten duch jest taki smutny? W tej inspirowanej opowiadaniem Virginii Woolf opowieści o nawiedzonym domu brak oczywistych odpowiedzi. Obserwujemy za to M. (Rooney Mara) i C. (Casey Affleck), młode małżeństwo, które zdaje się dopiero uczyć życia razem. On nie potrafi pojąć, czemu ona ucieka z jednego miejsca w drugie. Jej nie mieści się w głowie, że on przywiązał się do tego, w którym są obecnie. Gdy C. ginie w wypadku i powraca w znane progi jako duch, jest zmuszony biernie i bezradnie przyglądać się, jak M. przechodzi przez kolejne stadia zapomnienia, by ostatecznie się wyprowadzić.

Paradoksalnie w filmie Lowery’ego to zmarły mąż mierzy się więc z samotnością. Podążając za nim, twórca "Wydarzyło się w Teksasie" z nutą nostalgii rozmyśla, kto kogo tak naprawdę opuszcza w zderzeniu z ostatecznością. Komu potrzebne są pamiątki, by zachować wspomnienie, a kto pamięta bezwarunkowo, do końca swego istnienia? Kogo życie toczy się dalej, a kto tkwi uwięziony w przywiązaniu do miejsca, jak w pudełku? Wnioski są ponure, tak jak ponura jest egzystencja C. Ktoś się rodzi. Ktoś umiera. Duchy zostają.

Reklama

W międzyczasie, jak przystało na najbardziej osobiste i odautorskie z dotychczasowych dzieł, Lowery snuje autotematyczną opowieść o dziedzictwie w postaci brawurowego monologu nihilisty, bawi się konwencją horroru o poltergeistrze, na ofiarę wybierając hiszpańskojęzyczną rodzinę oraz jedną (wybitną) sceną jedzenia ciasta (!) tworzy nową, wizualną definicję słowa "żałoba". Dzieje się to zarówno dzięki pomocy ze strony aktorów, w tym niezawodnej Rooney Mary, jak i znakomitych decyzji estetycznych, które pokutują przez cały film. Ciasny kadr 4 do 3, podkreślający bliskość i eksponujący pustkę, skąpane w rozmytych światłach zdjęcia Andrew Droza Palermo i rzutowany na faceta w prześcieradle efekt Kuleszowa, który po seansie zostawia widza z konfuzją: To ten duch był smutny, czy my?

Atmosfera melancholii podkreślana przez intymne ujęcia, niechęć do cięć, powolne ruchy kamery i przepełnioną zawodzeniem smyczków muzykę staje się na pewnym etapie wręcz przytłaczająca. Jej tour de force są kontrastowe fale nagłej intensywności z udziałem M. i kolejnych lokatorów, które tylko podkreślają samotność głównych bohaterów. Równie znacząca jest zabawa filmową "czasoprzestrzenią". Podróż w towarzystwie C. przez kolejne miejsca i lata uświadamia nam z całą mocą jak względne (i nieadekwatne) są to pojęcia. Przy całym ciężarze podejmowanych kwestii, Lowery nie zapomina jednak o tym, z jak łatwą do wyśmiania konwencją się mierzy, wplatając do "Ghost Story" porcję ironicznego humoru w postaci fascynujących rozmów pomiędzy duchami.

Reżyser nie jest oczywiście ani pierwszym, który podejmuje tematy "absolutne", ani pierwszym, który świat pokazuje oczami ducha. Lecz w przeciwieństwie do kolegów po fachu, jak M. Night Shyamalan ("Szósty zmysł") czy Alejandro Amenabar ("Inni"), Lowery nie robi z tej perspektywy sensacji. Interesuje go przede wszystkim opowieść o duchu przeciętnym; duchu takim, jak my.

To śmiałe sprowadzenie sacrum do profanum i "uzwyklenie" niezwykłego zbliża go do malarzy-surrealistów. Tak jak i oni, twórca oscyluje na granicy jawy i snu, fantazji i halucynacji, groteski i absurdu. Śladem Dalego opowiada filmowym pędzlem o przemijaniu, zawierając w kadrach dziesiątki emocji: od żalu, przez strach, aż po nadzieję. To oczywiste, że obraz malowany tymi farbami musi mieć specyficzny kształt. Czy to kształt warty własnej szuflady w naszej pamięci? To już kwestia indywidualna. "Szli z pokoju do pokoju, ręka w rękę, tu coś podnosząc, tam otwierając, sprawdzając - para duchów" [1].

8/10


"A Ghost Story", reż. David Lowery, USA 2017, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 27 października 2017 roku.

[1] Woolf V., "Nawiedzony dom" w: "Nawiedzony dom. Opowiadania zebrane", tłum. M. Heydel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 183.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ghost Story
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy