Zwierzyniec 2009
Reklama

Przypadkowo odkryliśmy Zwierzyniec

W ostatnim dniu 10. Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu jej pomysłodawca, organizator i rektor Piotr Kotowski, niczym zrezygnowany naukowiec z klasycznego filmu science-fiction z lat pięćdziesiątych, opowiadał o eksperymencie, który wyrwał się spod kontroli. Owoc owego eksperymentu, choć ukochany przez rektora, pożera okoliczne wsie, rozrasta się ponad miarę i niedługo może zabraknąć dla niego jedzenia. Stwór ten, nazywa się LAF.

Bartosz Stoczkowski: Jubileuszowa Akademia dobiegła dziś końca. Coraz więcej gości, filmów, coraz więcej uczestników. Czy Pan się nie obawia "cieszyńskiego syndromu"? Że skala przedsięwzięcia przerośnie możliwości miasta?

Piotr Kotowski: To już się dzieje. Od kilku lat obserwujemy, że to miejsce robi się powoli za ciasne. Chodzi zarówno o ilość sal kinowych, ale też miejsc noclegowych. Wprawdzie ta baza zwiększa się co roku, powstają nowe pensjonaty, staramy się teraz zaadaptować kolejne miejsce pod salę kinową, ale ten przyrost nie nadąża za wzrostem ilości uczestników.

Reklama

Jest na to jakiś sposób?

Piotr Kotowski: Nie wiem jak można temu zaradzić. W ubiegłym roku próbowaliśmy zniechęcić widzów do przyjazdu do Zwierzyńca, organizując cykl "Najgorsze filmy świata"...

... który zresztą okazał się przebojem.

Piotr Kotowski: Tak, odniosło to odwrotny skutek. Nie wiemy jak utrzymać ten status quo. W tej chwili miasteczko jeszcze wchłonie tę liczbę uczestników, a kina, choć czasem na stojąco, też jeszcze ich pomieszczą. Nie widzę natomiast takiej możliwości, żeby Akademię przenieść ze Zwierzyńca do większego miasta, jak miało to miejsce w Cieszynie. To miejsce jest przynajmniej w połowie autorem sukcesu tej imprezy. W tej chwili sam się zastanawiam jaka perspektywa stoi przed Akademią.

Może małe podsumowanie tej jubileuszowej edycji?

Piotr Kotowski: Te dziesięć edycji, to w pewnym sensie zamknięcie pewnego rozdziału tej imprezy. Po pierwsze Letnia Akademia Filmowa znalazła swoje miejsce w kalendarzu imprez filmowych. Jest rozpoznawalna. I ściąga coraz więcej osób. Znajdujemy się teraz na wznoszącej nas fali. Kiedy spoglądam wstecz, to prawdę powiedziawszy, nie do końca potrafię zrozumieć, dlaczego tak się stało. Zaczęło się z niczego: przypadkowo odkryliśmy Zwierzyniec i postanowiliśmy napełnić go jakąś treścią. To był taki pretekst, żeby zrobić coś dla siebie. Ale to miała być skromna, kameralna impreza - skąd wziął się taki sukces, za bardzo nie wiemy. Cieszymy się, że tak się stało - w końcu robimy to też dla ludzi.

Ale i dla siebie...

Piotr Kotowski: Tak, oczywiście. Muszę się jednak przyznać, że ja powołałem LAF do życia z pobudek czysto egoistycznych. Przecież mnie, jako osobie prywatnej nikt tych filmów nie wypożyczy. A jako organizator miałem prawo do ich ściągania z różnych zakątków Europy, czy nawet z trochę dalszych zakątków. Zaczęło się niewinnie, a dzisiaj jest to co jest.

Jak widzę rektor Kotowski nie jest do końca zadowolony z tego, że jego Akademia odnosi sukcesy.

Piotr Kotowski: Bo to coraz większy kłopot i coraz trudniej to ogarniać. W tym roku zdarzyło się trochę więcej wpadek, trochę więcej błędów. Przy żonglowaniu w repertuarze ponad 300 kopiami filmów, których przyjazd trzeba precyzyjnie zsynchronizować to wszystko staje się coraz bardziej skomplikowane.

W tym roku było rekordowo dużo zmian w programie projekcji.

Piotr Kotowski: To są właśnie skutki uboczne tego, że impreza ma coraz większy rozmach.

Już trzy lata temu w "Zwierzyńcu filmowym" (bezpłatnej gazetce festiwalowej) lektor Grzegorz Pieńkowski żartował w swoim felietonie, że ma Pan zamiar zamienić Akademię Filmową w Korespondencyjną Akademię Filmową - nie zapraszać nikogo, rozsyłając po prostu opisy scen i listy dialogowe do zainteresowanych uczestników.

Piotr Kotowski: Może właśnie tak zrobię. Już można zamawiać filmy z dostawą do domu i oglądać je przez internet. Jest to może odległa, choć nie wiem jak bardzo odległa, wizja festiwalu przyszłości. Kto wie?

Co do wizji przyszłości: czy już jakieś pomysły na kolejną edycję LAF'u zakiełkowały?

Piotr Kotowski: Nie w tym momencie. Zamknięcie Akademii, rozliczenia, sprzątanie są bardzo absorbujące. Nawet bardziej niż jej przygotowanie. Dlatego nie możemy teraz odrywać się od rzeczywistości. Każda kolejna edycja zaczyna się od pewnego marzenia, które chcemy sobie spełnić. Tak było z zaproszeniem Pupiego Avatiego, tak było też z koncertem orkiestry symfonicznej do filmu "Generał". Ale wszystko zaczyna się od takiego impulsu. Pierwsze przymiarki do 11. Akademii możemy jednak robić dopiero kiedy w pełni domkniemy 10. edycję. Musimy też psychicznie znów przyzwyczaić się do codzienności.

Nie pozostaje mi nic innego, niż życzyć Panu, choć zabrzmi to dziwnie, mniejszej ilości uczestników w przyszłym roku i spokojniejszej kolejnej edycji Akademii. Dziękuję za rozmowę.

Piotr Kotowski: Dziękuję.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy