Złote Kaczki 2010
Reklama

Złote Kaczki, czyli głos ludu

O ile przyznawane na festiwalu w Gdyni Złote Lwy niemal każdego roku wywołują niesłabnące kontrowersje, o tyle w przypadku Złotych Kaczek żadnych wątpliwości być nie może - najstarsza polska nagroda filmowa przyznawana jest bowiem przez czytelników miesięcznika "Film".

Vox populi, vox Dei - z trzech najważniejszych nagród filmowych polskiej kinematografii tylko w przypadku Złotych Kaczek laureata wyłania "głos ludu". Złote Lwy pozostają wypadkową gustów kilku jurorów, Orły - to nagrody branżowe, swoich kolegów nagradzają członkowie Polskiej Akademii Filmowej. Tylko Złote Kaczki trwają od 54 lat jako jedyna nagroda publiczności rodzimej kinematografii, polskie "People's Choice Awards".

- Są jedynym ogólnopolskim plebiscytem, w którym głosują widzowie, a nie krytycy. Wiem, że spora część nagradzanych bardzo je sobie ceni. Oczywiście bardzo miło jest dostać pochwałę od krytyka, ale filmy robi się przede wszystkim dla widzów - w rozmowie z INTERIA.PL wyjaśnia redaktor naczelny "Filmu" - Jacek Rakowiecki.

Reklama

Zobacz nasz raport specjalny Złote Kaczki 2010!

Porównując laureatów Złotych Lwów i Złotych Kaczek minionej dekady można jednak odnotować wyjątkową zgodność gustu jurorów gdyńskiego festiwalu i czytelników "Filmu". Aż pięciokrotnie film, który otrzymał najwyższe wyróżnienie na festiwalu w Gdyni, triumfował potem w plebiscycie na Złotą Kaczkę. Podwójne wyróżnienia otrzymały kolejno: "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową" (2000) Krzysztofa Zanussiego, "Cześć, Tereska" (2001) Roberta Glińskiego, "Pręgi" (2004) Magdaleny Piekorz, "Komornik" (2005) Feliksa Falka i "Plac Zbawiciela" (2006) Krzysztofa Krauzego.

Złote Lwy vs Złote Kaczki

- To znaczy, że profesjonalne jury w Gdyni wybiera te filmy, które również podobają się widzom. Moim zdaniem to jest bardzo dobry sygnał. Nie jest dobrze, kiedy te dwie sfery się zupełnie rozmijają. Trzeba jednak pamiętać, że głosujący na Złote Kaczki czytelnicy "Filmu" są - ośmielę się powiedzieć - bardziej wyrobionym widzem, niż zupełnie przeciętny widz. Jeśli ktoś czyta miesięcznik '"Film" to znaczy, że na filmach zna się ponadprzeciętnie - komentuje Rakowiecki.

Złote Kaczki aż dwukrotnie zdobywał już duet Konecki-Saramonowicz. Nagrody dla "Ciała" (2003) i "Lejdis" (2007) udowadniają, że czytelnicy "Filmu" potrafią docenić nie tylko artystyczne kino, ale stawiają również na zabawę i rozrywkę. O ich klasie niech świadczy fakt, że bijące frekwencyjne rekordy komedie Ryszarda Zatorskiego na Złote Kaczki liczyć już nie mogły.

O tym, że lepiej zawierzyć publiczności, niż profesjonalnemu jury przekonał zaś nas ubiegły rok, kiedy Złote Kaczki powędrowały zasłużenie do Małgorzaty Szumowskiej, reżyserki filmu "33 sceny z życia". Rok wcześniej Szumowska przegrała w Gdyni walkę o Złote Lwy z "Małą Moskwą" Waldemara Krzystka, co uznano zgodnie za jeden z największych skandali w historii tej imprezy.

Złote Kaczki przyznawane są obecnie w 5 kategoriach. O ile wybór najlepszego filmu i najlepszych aktorów sezonu nie powinien nastręczać przeciętnemu widzowi większych problemów, o tyle nagrody za najlepszy scenariusz i najlepsze zdjęcia być może powinny pozostać domeną fachowców? Świadczą o tym dotychczasowe wyróżnienia: Złote Kaczki dla najlepszego autora zdjęć od dwóch lat kolekcjonuje najbardziej rozpoznawalny polski operator Paweł Edelman (operator "Katynia" i "Tataraku"), z kolei nagroda za najlepszy scenariusz wędruje dla autora obrazu, który triumfuje w tym samym roku w kategorii "najlepszy film". Myślenie przeciętnego widza jest proste: skoro to najlepszy film, musi mieć też najlepszy scenariusz.

- Jesteśmy głęboko przekonani, że nasi widzowie na tyle interesują się filmem, że spokojnie są w stanie wskazywać najciekawsze rzeczy na poziomie scenariusza i pracy operatorskiej. Nie sprawdzałem tego, ale myślę, że byłoby tu dużo zbieżności między Złotymi Kaczkami a Złotymi Lwami - argumentuje Rakowiecki.

(Akurat to się redaktorowi "Filmu" nie zgadza: w 2008 roku Złote Lwy za najlepsze zdjęcia otrzymał Michał Englert za "33 sceny z życia", nagroda za najlepszy scenariusz powędrowała zaś do Michała Rosy za "Rysę"; rok wcześniej najlepszym operatorem uznano w Gdyni Adama Bajerskiego za 'Sztuczki", Złote Lwy za najlepszy scenariusz przypadły zaś Jerzemu Stuhrowi za "Korowód").

Może w kolejnych latach warto jednak byłoby pokusić się o małą korektę i zrezygnować z "technicznych" wyróżnień, zastępując je Złotą Kaczką dla najlepszego filmu zagranicznego, który pojawił się na polskich ekranach?

Świadomy pomysł promocyjny

Od 2007 roku Złote Kaczki, oprócz honorowania najlepszych filmów i aktorów sezonu, posiadają również część "historyczną". Każdego roku redakcja "Filmu" wymyśla specjalną kategorię, odwołującą się do historii polskiego kina. Miniona edycja przyniosła więc rozwiązanie zagadki na najlepszy polski film historyczno-kostiumowy ("Potop"), dwa lata temu wybraliśmy zaś najlepszą komedię stulecia ("Seksmisja"). Tematyczne plebiscyty pracują z pewnością na prestiż i rangę Złotych Kaczek, są też po prostu świetnym chwytem reklamowym. Niepokojący jest tylko fakt, że historyczne nagrody wydają się usuwać w cień aktualnych laureatów. Złote Kaczki coraz wyraźniej koncentrują się bowiem na wspominaniu przeszłości, niż na patrzeniu w przyszłość.

- Nie da się ukryć, że zawsze większym zainteresowaniem cieszą się klasyczne polskie filmy. To jest znana filmowa zasada inżyniera Mamonia, że najbardziej lubimy te rzeczy, które już widzieliśmy. Oczywiście trudniej jest dużą popularność zdobywać bieżącym produkcjom, dlatego że popularność filmu często utrwalają kolejne telewizyjne emisje. Tak naprawdę wymyśliliśmy część historyczną po to, żeby mocniej promować część bieżącą - twierdzi redaktor naczelny "Filmu".

Innym problemem jest ograniczona liczba pomysłów na "historyczny" plebiscyt. Można iść tropem gatunkowym i po nagrodach dla najlepszego filmu historyczno-kostiumowego oraz komedii, ustanowić kolejne wyróżnienia: dla najlepszego horroru stulecia, najlepszego filmu sensacyjnego itp. Można tworzyć też kolejne kategorie: w tym roku wybieraliśmy "najlepszych z najlepszych" - filmy i aktorów, którzy triumfowali na najważniejszych światowych festiwalach filmowych. Co będzie za rok? Wybierzemy "najpiękniejszych"?

- Nie wiem jak długo będziemy to ciągnąć, nie chcemy tego robić w nieskończoność, ale myślę że jest jeszcze tyle ciekawych aspektów polskiego kina ostatniego półwiecza, które zasługują na przypominanie, że warto. To jest zupełnie świadomy pomysł promocyjny, żeby te dwie kategorie nagród - historyczne i bieżące - nawzajem na siebie wpływały i się wzmacniały - wyjaśnia Rakowiecki, dodając, że pomysły na kolejne edycje plebiscytu powstają "na bieżąco":

- To nie jest tak, że mamy jakiś plan ułożony na lata naprzód. Zastanawiamy się na bieżąco. Jak skończymy z jednymi Kaczkami, myślimy jak najlepiej skomponować kolejną edycję, wyciągając wszystkie wnioski z sukcesów i ewentualnych niedociągnięć poprzednich edycji - mówi redaktor naczelny "Filmu".

Decydują "najlepsi z najlepszych"

W pierwszej edycji Złotych Kaczek w 1956 roku swoje głosy oddało około 14 tysięcy czytelników. Jakim poparciem cieszą się współcześni laureaci?

- To nie jest niesłychanie rosnąca liczba, bo "Film" sprzedaje się w takim nakładzie, w jakim się sprzedaje - 45-50 tysięcy egzemplarzy. Oczywiście czyta go więcej, ale nie wszyscy biorą udział w takim głosowaniu. Tak czy inaczej, myślę, że można w tysiącach liczyć tych, którzy oddali swój głos. Ale są to - nawiązując do idei tegorocznego plebiscytu - "najlepsi z najlepszych" - Rakowiecki twierdzi, że Złote Kaczki wybiera elitarna grupa czytelników.

Czy redaktor naczelny "Filmu" zna już tegorocznych laureatów?

- Muszę znać, ale większość laureatów jeszcze o tym nie wie. Jednym z fajnych obyczajów Złotych Kaczek jest to, że wyniki udaje utrzymywać nam się w tajemnicy do samego końca. Dzięki temu udaje nam się utrzymać filmowy suspens w czasie gali wręczenia Złotych Kaczek - podsumowuje Rakowiecki.

Zobacz kto znalazł się wśród tegorocznych finalistów plebiscytu Złote Kaczki!

Galę wręczenia tegorocznych nagród, która odbędzie się w 23 listopada w Sali Kongresowej w Warszawie, obejrzą na żywo widzowie TVP1. Podczas wieczoru zobaczymy nie tylko laureatów Złotych Kaczek AD 2010, ale i występy plejady gwiazd. Na gali Złotych Kaczek zaśpiewają panie: Anna Dereszowska, Urszula Grabowska i Olga Bołądź oraz panowie: Bartek Kasprzykowski i Piotr Polk. A w szczególnych rolach wystąpią także Arkadiusz Jakubik i Tomasz Karolak.

W zeszłym roku galę obejrzało 2,5 tys. widzów w Sali Kongresowej i prawie 2,5 miliona widzów przed telewizorami.

INTERIA.PL jest patronem medialnym Złotych Kaczek 2010.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lew | nagroda filmowa | głos
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy