Ucho Prezesa
Reklama

Izabela Dąbrowska: Zarobiona jestem

Izabela Dąbrowska szturmem podbiła internet jako pani Basia, sekretarka w "Uchu Prezesa".

Izabela Dąbrowska szturmem podbiła internet jako pani Basia, sekretarka w "Uchu Prezesa".
Aktorstwo to nie praca w korporacji. Lubię grać. Długo czekałam na to, żeby dużo pracować - wyznaje Izabela Dąbrowska /Podlewski /AKPA

Kalendarz aktorki pęka w szwach. Tego lata nie miała czasu na odpoczynek, z czego się bardzo cieszy! Gra w serialu "Blondynka", występuje w kabarecie, wieczorami pracuje w teatrze. A o każdej porze dnia i nocy można ją spotkać w internecie, gdzie jako pani Basia z "Ucha Prezesa" niezłomnie stoi na straży swojego szefa.

Rzeczywistość bywa czasem tak przykra, że człowiek chętnie uciekłby na koniec świata. Pani też tak ma?

Izabela Dąbrowska: - Tak, i uciekam. Mam realnie taką możliwość, ponieważ gram w "Kabarecie na Koniec Świata" (uśmiech). Chętnie też wracam na plan "Blondynki" w Supraślu, bo wtedy mogę uciec od hałasu wielkiego świata. Mam wrażenie, że czas tu wolniej płynie i niewiele się zmienia. Lubię ten constans. Poza tym Podlasie to moje rodzinne strony, do których mam wielki sentyment.

Reklama

Przypomina się dzieciństwo, dom?

- Owszem, choć jednocześnie nie mam złudzeń, że czas da się zatrzymać. Wszystko się zmienia, my również. Ale cieszę się, że kiedy przyjeżdżam w rodzinne strony, to widzę te same domy i drzewa, o ile ktoś ich jeszcze nie wyciął. To się chyba nazywa nostalgia?

Lubi pani w życiu zmiany?

- Zmiany są potrzebne, żeby się człowiek rozwijał i szedł do przodu. Z drugiej strony, potrzebne są też takie kotwice, coś, do czego można wrócić i do czego się można odwołać.

Wiele zmieniło się w życiu pani bohaterki z serialu "Blondynka". Jasiunia wyszła za mąż i wyjechała w podróż poślubną do Australii. Małżeństwo jej służy?

- I małżeństwo, i trzy miesiące spędzone w Australii bardzo dobrze zrobiły mojej bohaterce. Zobaczyła kawał świata i wróciła odmieniona! Widać to już na pierwszy rzut oka, bo inaczej się ubiera i zachowuje. Nowa wersja "starej" Jasiuni! Szósty sezon jest bardziej dynamiczny niż poprzednie, co mnie bardzo cieszy. Dużo w nim dramatycznych zwrotów akcji, ale jest też szczęśliwe zakończenie.

Jasiunia to niezwykle lubiana postać. Ostatnio doczekała się jednak poważnej konkurentki w osobie pani Basi z "Ucha Prezesa"!

- O tak, pani Basia to dla mnie zupełnie nieoczekiwany prezent od losu.

Dawno nie było takiego poruszenia. Ludzie z wypiekami na twarzy czekają na kolejny odcinek...

Na ten sukces złożyło się kilka rzeczy: cykliczność "Ucha Prezesa", fakt, że serial jest emitowany w internecie, do którego dostęp jest powszechny. Poza tym odcinki są krótkie, można je spokojnie oglądać nawet w drodze do pracy, na smartfonach czy tabletach, a potem komentować. "Ucho Prezesa" bardzo się wstrzeliło w oczekiwania publiczności i burzliwe czasy.

Rzeczywistość polityczna podsuwa takie scenariusze, że można kręcić bez końca. Opozycja szturmuje już gabinet prezesa?

- Sama jestem ciekawa, jak Robert Górski, który jest głównym scenarzystą, tę rzeczywistość przetworzy. Mam wrażenie, że ona już tyle razy przekroczyła ramy i normy, i stała się, sama w sobie, tak absurdalnie groteskowa, że trudno ją będzie obśmiać.

Pani Basia to w sumie dobry człowiek...

- Tak, jak najbardziej. Wierzy, że działa w interesie dobra. Stoi na straży prezesa, któremu to obiecała. Taka jest i już.

Przez sekretariat pani Basi przewinęło się mnóstwo aktorów, m.in. Lesław Żurek, z którym w tym sezonie gracie razem w "Blondynce".

- Rzeczywiście Lesław Żurek wystąpił w odcinku z udziałem opozycji, pojawił się tam również Tomasz Sapryk. Udział w "Uchu Prezesa" to dla aktorów bardzo ciekawe zadanie, dlatego tak chętnie w nim grają.

Jak pani udaje się zgrać terminy? Tak dużo pani gra, że kalendarz chyba pęka w szwach?

- To prawda, zarobiona jestem (uśmiech). Seriale, teatr, który latem nie odpoczywał, dubbing. Jest tłoczno, ale nie ubolewam z tego powodu. To nie praca w korporacji. Lubię grać. Poza tym długo czekałam na to, żeby dużo pracować, więc niestraszne mi takie natężenie. Do końca 2017 roku kalendarz mam zapełniony.

Jednym słowem, nie ma pani czasu, żeby poleżeć z maseczką i ogórkami na oczach?

- Nie mam. Kiedy w lecie miałam całe pięć dni wolnych, pojechałam do Sopotu. Nie było upalnie, ale nie jestem z gatunku smażących się na plaży. Lubię poleżeć, jeśli słońce nie grzeje zbyt mocno. Zamykam wtedy oczy, słucham krzyku mew i szumu fal. Nawet plażowicze pokrzykujący w oddali są miłym elementem krajobrazu.

Grunt to pozytywne podejście do życia!

- Absolutnie! Jak już wspomniałam, pracy nie traktuję jako ciężkiego, nudnego obowiązku. Nowy dzień niesie nowe wyzwanie. Nawet to samo przedstawienie, grane po raz kolejny, nie jest przecież takie samo.

Posiada pani dar wzruszania i rozbawiania. Wystarczy, że wyjdzie pani na scenę czy przed kamerę, a ludzie już się śmieją...

- To zrozumiałe, że ludzie chcą się wyśmiać, wybawić i nie ukrywam, że lubię grać w stricte rozrywkowym repertuarze, ale zdarzają się też przed stawienia takiego kalibru jak "Nasza klasa" czy "Historia Jakuba", które dotykają ciemnych, trudnych stron ludzkich losów. Najbardziej interesuje mnie zmiana nastrojów w ramach jednego przedstawienia czy roli. Ważna jest dla mnie ta rozpiętość między wzruszeniem a śmiechem.

Czy w życiu jest pani typem kobiety poukładanej, zapiętej na ostatni guzik?

- Lubię wiedzieć, co mnie czeka. Choć zdaję sobie sprawę, że wszystkiego nie da się zaplanować. Koledzy śmieją się ze mnie, że jestem córką księgowych i muszę mieć wszystko poukładane. Tak, w życiu jestem dość obowiązkowa i uporządkowana. Wydaje mi się, że mam się wtedy czego chwycić. Zresztą zawsze byłam takim typem pilnej uczennicy. Sumienna jedynaczka, z przysłowiowym kluczem na szyi, która przynosiła do domu świadectwa z paskiem. Bardziej humanistka niż umysł ścisły. Żadnych wagarów, szaleństw, poprawek. Nuda i przewidywalność.

Nigdy się pani nie buntowała?

- Nigdy, nawet jako nastolatka. No, ale wszystko jeszcze przede mną. Może na starość się zbuntuję i będę szaloną babcią na motorze?

Ma pani jakieś poboczne pasje?

- Przez parę lat jeździłam na warsztaty białego śpiewu, które organizowała Fundacja Muzyka Kresów z Lublina. Brałam udział w Letniej Szkole. Biały śpiew, czy głos, inaczej nazywany śpiewokrzykiem. Pierwotny, dziki, uwalniający emocje. Można go jeszcze usłyszeć na wsiach. Na warsztaty przyjeżdżali muzycy z różnych części Europy. Okazuje się, że ten sposób śpiewania spotyka się na całym świecie. Podobnie śpiewają Indianie czy Eskimosi. Ostatnio biały śpiew stał się dość modny, na fali zainteresowania folkiem i ludowością. Czasami to śpiewanie mi się przydaje. Wykorzystałam je w kilku przedstawieniach, m.in. w "Naszej klasie".

Czy w tym powrocie do źródeł rodzimego folkloru jest też miejsce na popularne ostatnio ziołolecznictwo i szeptuchy?

- Może to będzie kolejny punkt na mapie moich "naturalnych" zainteresowań? W pobliżu jest przecież Orla, gdzie przyjmuje znana na Podlasiu szeptucha, uzdrowicielka. Mam znajomych, którzy dość mocno weszli w te rejony. Pasjonuje ich ekologia, szamanizm i powrót do natury. Zajmują się budowaniem ekologicznych wiosek, do których ludzie mają przyjeżdżać, by odpoczywać. Bez światła, wody, w absolutnym kontakcie z naturą. Taka ucieczka od hałasu i chaosu.

Takie wyciszenie każdemu się przyda...

- Nie wiem, czy każdemu, ale coraz więcej ludzi ma potrzebę, aby przystopować tę codzienną gonitwę, spojrzeć na siebie z boku, zastanowić się, dokąd się biegnie i czy rzeczywiście potrzebuje się tylu technicznych gadżetów. Sama się kiedyś przekonałam, jak jestem uzależniona od zdobyczy współczesnej techniki, kiedy zostawiłam telefon w teatrze. Pierwsza reakcja? Panika! Nie mam kontaktu ze światem! Okazało się, że spokojnie przeżyłam dobę bez telefonu i nic strasznego się nie wydarzyło. Wszystko jest w na szych głowach. W sumie jestem na szczęście analogowa. Ze zdziwieniem patrzę czasem na tych wszystkich ludzi, którzy nie odrywają wzroku od swoich telefonów, smartfonów i tabletów.

A może oni oglądają właśnie "Ucho Prezesa"?

- Racja! Ale apeluję niniejszym, żeby znaleźli też czas, aby poczytać książkę (uśmiech).

Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: Izabela Dąbrowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy