Taniec z Gwiazdami - Wiosna
Reklama

Dzięki "Tańcowi..." schudł pięć kilo

Mimo że odpadł z "Tańca z gwiazdami", jest zadowolony, bo już sam udział był dla niego cenną lekcją. Teraz skupia się na graniu w "M jak miłość" Janka, który ciągle czeka na kobietę swojego życia.

Czy zdawał pan sobie sprawę, na co się decyduje, gdy przyjął propozycję udziału w programie "Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami"?

Jacek Lenartowicz: - Zadzwonili do mnie ludzie z produkcji i powiedzieli, że Nina Terentiew chciałaby, żebym w nim wystąpił. Zgodziłem się od razu, bo kobietom się nie odmawia. Poza tym nie mam już dwudziestu lat, tylko trochę więcej. To miłe, że ktoś mnie zauważył i złożył taką propozycję. Sumiennie trenowałem, a przy okazji schudłem pięć kilogramów.

Jak z perspektywy czasu ocenia pan swoją decyzję?

Reklama

- Dokonałem dużej rzeczy. Przyszedłem na pierwszy trening z bagażem lepszych i gorszych doświadczeń, miałem na swój temat wyrobione zdanie. Nagle okazało się, że mój obraz, który stworzyłem, został zaburzony. I bardzo dobrze, że do tego doszło, bo dzięki temu mogłem się o sobie dużo dowiedzieć...

Udział w programie wpłynął jakoś na pana pracę na planie "M jak miłość"?

- Udało mi się wszystko pogodzić, choć cały czas miałem zdjęcia. W zeszłym tygodniu spotkałem się na planie z Małgorzatą Pieńkowską, czyli serialową Marią. Janek, którego gram, tak ją adorował, że zastanawiam się, czy niedługo będą ze sobą sypiać (śmiech). To były ciekawe sceny - dobrze wyszły. Janek Zawadzki jeśli kogoś lubi, to na całego, a jeżeli nie, daje o tym znać na każdym kroku. Nie udaje, nie jest fałszywy, równy koleś.

Może tym razem uśmiechnie się do niego szczęście?

- Janek to rycerski facet, który wspiera nieszczęśliwych i uciśnionych. Gdy widzi, że ktoś jest poniewierany, budzi się w nim sprzeciw. Uważa, że nie można krzywdzić małych i niewinnych. Zawsze walczy z niesprawiedliwością, jest jak Chuck Norris (śmiech). Oby scenarzyści znowu go nie skrzywdzili, bo na to nie zasługuje.

Skoro mam okazję... dziękuję za Kowalskiego.

- Miło mi. Kowalski z "Pingwinów z Madagaskaru" mówi moim głosem, zgadza się. Dawno nie nagrywaliśmy, ponieważ nie ma nowych odcinków. W Ameryce serial nie sprzedał się tak dobrze, jak w Polsce. Lubię Kowalskiego i wiem, że ta postać podoba się ludziom. Często spotykam się z wyrazami sympatii ze strony jego fanów.

Wszechstronny z pana facet.

- Jestem użytecznym aktorem, dużo robię, kręci się. Moja praca jest różnorodna - trochę teatru, trochę filmu, serial, teraz zapowiadanie walk MMA, wcześniej program w telewizji. Nie ma się czym chwalić, aktorstwo to zawód, w którym należy spodziewać się niespodziewanego. Nie można się przyzwyczajać, bo za chwilę może być inaczej. Dopóki jest praca, trzeba się cieszyć i brać, a jak nie będzie, robić wszystko, by była. Jak napisał w wierszu ksiądz Jan Twardowski: "kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno".

Rozmawiał Kuba Zajkowski.

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Taniec z gwiazdami | tańce | M jak miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy