Oscary 2020
Reklama

Scarlett Johansson: Wenus z Nowego Jorku

Scarlett Johansson ma talent, urok i seksowną chrypkę. Kocha ludzi. Nie zadziera nosa. Jest też dopiero dwunastą w historii Oscarów osobą, która tego samego roku otrzymała dwie nominacje: za role w "JoJo Rabbit" i "Historii małżeńskiej".

Scarlett Johansson ma talent, urok i seksowną chrypkę. Kocha ludzi.  Nie zadziera nosa. Jest też dopiero dwunastą w historii Oscarów osobą, która tego samego roku otrzymała dwie nominacje: za role w "JoJo Rabbit" i "Historii małżeńskiej".
Scarlett Johansson na after party zorganizowanym po gali BAFTA /David M. Benett/Dave Benett /Getty Images

Dwie nominacje w jednej edycji? Taki zaszczyt spotkał dotąd zaledwie garstkę szczęśliwców. A przecież Oscary istnieją od 1929 roku!

- Daleko mi do perfekcji. Ciągle się uczę - mówi skromnie Scarlett Johansson. Fani są oczywiście innego zdania.

Uważają, że w obu nominowanych rolach: Rosie w "Jojo Rabbit" i Nicole w "Historii małżeńskiej" - jest doskonała. Koledzy z planu chwalą zaś, że praca z nią to czysta przyjemność.

- Niepotrzebnie robicie ze mnie boginię - śmieje się gwiazda.

A brat-bliźniak Hunter dodaje, że ta "boska istota", która od 2018 roku jest najlepiej opłacaną aktorką w USA, to tak naprawdę całkiem zwyczajna dziewczyna: - Nie zmieniła się od czasów, gdy jako dzieci łaziliśmy po drzewach w Central Parku. Czasem przeklnie, czasem pomarudzi. Nadal można się z nią wygłupiać i przegadać całą noc. 

Reklama

Scarlett Ingrid Johansson urodziła się 22 listopada 1984 roku. Dorastała w rodzinie typowych nowojorskich intelektualistów. Tata, architekt Karsten Olaf Johansson, pochodzi z Danii. Dziadek, historyk sztuki Ejner Johansson, jest Szwedem. A matka, producentka Melanie Sloan, wywodzi się z rodu polskich Żydów, którzy przed wojną nosili nazwisko Schlamberg.

Przyszła gwiazda była dzieckiem pomysłowym i skorym do psot. Miłość do kina wpoiła jej mama. - Koledzy dostawali listy książek do przeczytania. Ja miałam zestaw filmów do obejrzenia - wspomina.

Jako kilkulatka zwariowała na punkcie Judy Garland. Jeśli przed lustrem nie wychodziło jej parodiowanie aktorki, wybuchała płaczem. Nigdy się nie poddawała. By dojść do perfekcji, wymyślała dla siebie atrakcyjne nagrody.

Miała 9 lat, gdy zadebiutowała w komedii "Małolat". Rozgłos zdobyła jako 14-latka dzięki roli w "Zaklinaczu koni". - Ta mała rzuci na kolana świat - zachwycał się nią Robert Redford. Intuicja go nie zawiodła. Była genialna w filmach: "Dziewczyna z perłą", "Między słowami", "Czarna Dalia" czy "Pod skórą".

Elektryzowała nawet, gdy grała samym głosem ("Ona"). Krytycy nie mogą jej wybaczyć jednego: romansu z kinem science-fiction. - Lubię mieć na planie zabawę - odpowiada, niezrażona. I zaprasza  na "Czarną Wdowę".

Choć sława sprzyja uzależnieniom, nigdy nie wpadła w nałogi. Ma za sobą dwa rozwody i nowy, obiecujący związek z Colinem Jostem. Komik zaakceptował jej córeczkę Rose. Wspiera działalność charytatywną ukochanej. Cieszy się, że walczy o prawa kobiet.

Mimo bajecznej fortuny, Johansson uchodzi za gwiazdę wyjątkowo niekonfliktową. Jeżeli coś jej przeszkadza, to wizerunek seksbomby. - Do tej szuflady zapakowali mnie faceci, gdy u aktorek liczyła się tylko ładna buzia. Ale te czasy minęły - mówi.

Jednocześnie nie buntuje się przeciwko określeniu Wenus z Nowego Jorku. - Była boginią wiosny, miłości i urodzaju. Taki pseudonim to zaszczyt - uważa. Czy ma marzenia? Tak, jedno. - Chciałabym zostać księżniczką.  Pragnie tego moja córka, a jej życzenie to dla mnie rozkaz. Wypatruję więc roli jakiejś fajnej królewny - śmieje się. 

Maciej Misiorny

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy