Gdynia 2007
Reklama

Czarny koń festiwalu w Gdyni

Pierwszy dzień Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni stał pod znakiem debiutów.

Na czarnego konia imprezy wyrasta "Rezerwat" Łukasza Palkowskiego.

Po "roku debiutów" poprzedniej edycji (aż 14 reżyserów pokazało wtedy w konkursie swój pierwszy film), Gdynia 2007 stoi pod znakiem filmów twórców "średniego pokolenia". W konkursowym zestawie mamy tylko 6 debiutanckich dzieł. Wczoraj mogliśmy zobaczyć dwa z nich: "Środa, czwartek rano" Grzegorza Packa i "Rezerwat" Łukasza Palkowskiego.

Wydaje się, że triumfalny objazd polskich festiwali (wyróżnienia w Koszalinie, Kazimierzu Dolnym, Tarnowie) tego ostatniego filmu doczeka się zwieńczenia również nagrodą w Gdyni. Tak entuzjastyczne przyjęcie - chodzi mi o reakcje publiczności - mieli rok temu chyba tylko "Statyści".

Reklama

"Rezerwat" zresztą pobił zeszłoroczne osiągnięcie filmu Michała Kwiecińskiego i przekroczył granicę 3 minut poprojekcyjnych oklasków - co rok Radio Gdańsk mierzy długość braw po seansach konkursowych filmów, przyznając nagrodę Złotego Klakiera. Na pewno dłużej będą klaskać dzisiaj po projekcji "Katynia" - film Andrzeja Wajdy pokazany jednak zostanie poza konkursem.

Na czym polega siła debiutu Palkowskiego? "Rezerwat" to - jak głosi plakatowy slogan - "komedia na bazie napojów winopodobnych". Głównym bohaterem opowieści jest młody fotografik Marcin Wilczyński (w tej roli współautor scenariusza Marcin Kwaśny), który wprowadza się na warszawską Pragę. To ona jest zbiorowym bohaterem "Rezerwatu". Palkowski wspólnie z Kwaśnym kreślą czuły portret kawałka "starej Warszawy" - pijaczków przesiadujących na ławeczce przed kamienicą (w jednej z ról legendarny Jan Stawarz) , kryminalisty na warunkowym zwolnieniu (klnący jak szewc Tomasz Karolak) czy miejscowej fryzjerki (najlepsza aktorsko w filmie Sonia Bohosiewicz).

W mitologizacyjnym spojrzeniu Palkowskiego przeważa nuta nostalgii - chodzi o uchwycenie kawałka świata, który odchodzi w zapomnienie; to dlatego główny bohater obfotografowuje całą dzielnicę. Także fotografia "ratuje" największego z małoletnich łobuzów (rola Grzegorza Palkowskiego), ocalając go od kryminalnej przyszłości.

Świeżość i brawurę "Rezerwatu" podkreślają też niezwykle realistyczne dialogi - w filmie wystąpili zresztą prawdziwi mieszkańcy Pragi. Wulgarność języka (bluzga się tu jak we Wściekłych psach Tarantino) broni się jednak jako integralna część lokalnego kolorytu, jego ludyczny aspekt góruje nad dosadnością.

Także "Środa, czwartek rano" Grzegorza Packa posiada zbiorowego bohatera. Akcja tego debiutanckiego filmu rozgrywa się w ciągu 24 godzin w przeddzień 1 sierpnia. Miejsce: Warszawa. Oczywisty kontekst: Powstanie Warszawskie. "Środa, czwartek rano" nie jest jednak filmem wojennym, choć reżyser na konferencji prasowej przyznał, że chciał postawić swoich bohaterów w sytuacji, w jakiej znaleźli się w 1944 roku młodzi ludzie w okupowanej Warszawie.

Film Packa to intymny portret związku Tomka (Paweł Tomaszewski) i Teresy (Joanna Kulig). Poznani przypadkowo odbywają straceńczą podróż po Warszawie. Pacek więcej ukrywa, niż pokazuje. Jego sugestie są jednak na tyle wyraziste, podkreślane przez świetne zdjęcia Bogumiła Godfrejowa, że nie potrzebujemy zbędnego psychologizowania. Trochę jak w filmach francuskiej Nowej Fali (reżyser wspomina na konferencji prasowej "Do utraty tchu" Godarda).

To nie jest film łatwy, gęsty od znaczeń, duszny w atmosferze. Niektórzy zżymali się na historyczny kontekst - porównanie sytuacji pary bohaterów z uczestnikami Powstania Warszawskiego wydało im się nadmiernym koniunkturalizmem - Pacek (a szczególnie Godfrejow) jest jednak wyjątkowo subtelny w tych paralelach. Ta subtelność w porównaniu z nerwowym rytmem filmu (i pulsującym erotyzmem) tworzą jednak obiecującą całość.

Warto zwrócić uwagę również na odtwórców głównych ról - młodych absolwentów krakowskiej PWST. Zarówno Paweł Tomaszewski (trochę jak Jude Law), jak i Joanna Kulig (od czasu "Szamanki" Żuławskiego nie mieliśmy w polskim kinie tak animalnej kobiecej roli) mają w sobie nieopierzony potencjał. Wypada im tylko kibicować.

Początek festiwalu jest więc obiecujący - krytycy może przestaną narzekać, że połowa polskich filmów rozgrywa się na Śląsku. Do łask filmowców może powróci więc Warszawa - w "Rezerwacie" ta, która odchodzi w zapomnienie, w "Środa, czwartek rano" ta, której zapomnieć się nie da - wszędzie bowiem odnajdujemy ślady jej tragicznej przeszłości. Okazało się też, że da się robić w Polsce dobre filmy bez finansowego wsparcia Telewizji Polskiej. "Rezerwat" to debiut nowej firmy produkcyjnej Paisa Films (stoi za nią Maciej Ślesicki), z kolei "Środa, czwartek rano" to pierwsza fabularna produkcja Wytwórni Filmowej "Czołówka". Obydwa filmy łączą także obiecujące role kobiece. Sonia Bohosiewicz ("Rezerwat") i Joanna Kulig ("Środa, czwartek rano") zasłużyły tu w Gdyni na wyróżnienie. Poczekajmy zatem do soboty .

Tomasz Bielenia, Gdynia

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: festiwal | Joanna Kulig | film | koń | czarny | Gdynia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy